Wiadomo, że wszystko jest kwestią ilości i rodzaju dostępnego sprzętu. @
Sylwek zwrócił moją uwagę na filmik, na którym strażacy ze Słowenii demonstrują szereg metod:
http://www.flamis.pl/video/Ewakuacja_po_s%C5%82owe%C5%84skuNatomiast ideą przyświecającą otwarciu tego wątku dla mnie było przemyślenie takiej konkretnej sytuacji, w której mamy jedną drabiną i 5-6 strażaków. To niestety będzie sytuacja najczęstsza. Poza tym, biorąc pod uwagę fakt, iż ci ludzie tam wiszą, ja bym nie kombinował z kolejną drabiną, bo ile to trwa? Ktoś musi po nią pójść i to nie na pierwszy samochód, ale na drugi, bo z pierwszego drabina już jest w użyciu. Jak oszacować czy Ci ludzie tam wytrzymają? Mamy drabinę, mamy ludzi, pytanie jak (mając już bagaż doświadczeń po obejrzeniu filmiku) opracować "model" takiej akcji, żeby była maksymalnie skuteczna? Wiadomo, że każda akcja będzie inna, ale jestem przekonany, że dokładne przemyślenie, rozebranie na części składowe i odpowiednie przećwiczenie tej konkretnej sytuacji, wniesie bardzo bardzo wiele do kolejnych podobnych akcji.
Przepraszam za off-topic, ale mnie się bardzo podoba tutaj podejście (niektórych) amerykanów. Był kiedyś wypadek w Denver, w którym strażak na pierwszym piętrze doszedł do okna, wzywał pomocy i przewrócił się. Nie wiem dokładnie jakie były przyczyny, nie mniej jednak pozostali musieli się zmierzyć z sytuacją nieprzytomnego strażaka, w wąskim przejściu które prowadziło do okna na pierwszym piętrze. Ci którzy próbowali go ewakuować, mówili potem, że to było jakby ktoś tego poszkodowanego przymurował do podłogi. Nie byli go w stanie podnieść. Poszkodowany nie przeżył. I co potem zrobili? Tak długo siedzieli w piwnicy remizy i ćwiczyli ten dokładnie scenariusz, aż nie wymyślili metody ewakuacji strażaka właśnie w takim przypadku. Od tego czasu ćwiczą tzw. "Ćwiczenie Denver" (Denver drill) w różnych konfiguracjach. Można zobaczyć wiele filmików tego ćwiczenia, jak np. ten:
http://www.youtube.com/watch?v=ZUo5bj3AUUEA co by się stało u nas w Polsce? Mam wrażenie, i to nie jest wytyk w stosunku do kogokolwiek biorącego udział w tej dyskusji, że stwierdzono by, że to było tak niespotykane zdarzenie, taki splot okoliczności, że nie dało się strażaka uratować i że nic nie można było zrobić i że nic się nie da zrobić i trudno - zawód strażaka jest niebezpieczny i czasami takie rzeczy się dzieją.
Amerykanie swojego też nie uratowali, ale przynajmniej wyciągnęli wnioski i nauczyli się to coś robić na przyszłość.
Wracając więc do ewakuacji po drabinie, uważam, że teraz w każdej jednostce należałoby ten scenariusz przećwiczyć (z pozorantem(ami) którzy też by wisieli oczywiście z odpowiednim zabezpieczeniem) z takim samym sprzętem i ilością ludzi. I ćwiczyć tak długo, aż nie uda się poszkodowanych w bezpieczny sposób ewakuować. Potem scenariusz zmodyfikować, utrudniać itp.
Wiem, wiem... bujam w chmurach... ale gdyby tak postąpić, to byłoby to o wiele większym postępem w naszych umiejętnościach niż tony nowego, ciekawego i wielofunkcyjnego sprzętu na samochodach, z którym ćwiczymy na "sucho", na "spokojnie" itd...
A jak widać na tym filmie, scenariusz nie jest wzięty z powietrza...