Sporo słów, mało konkretów.
Temat bardzo ważny nie tylko dla nas, ale przede wszystkim naszych następców.
Sedna sprawy (częściowo) dotknął pszemek.
Właściwe szkolenie powinno mieć silne obie nogi - teoretyczną i praktyczną. Bywa, że któraś jest za krótka i to się leczy ale nie od razu przez amputację.
W pełni popieram, ale ...
Moim skromnym zdaniem w PSP najbardziej brakuje poligonów pożarniczych z prawdziwego zdarzenia.
Mają takowe niemcy, holendrzy, anglicy, szwedzi... a my tylko udajemy, że mamy.
Nie może być tak, że strażak na szkoleniu (jakimkolwiek, podstawowym w Ośrodku Szkolenia czy podczas podoficerki, aspirantki czy głównej) ćwiczy ratownictwo techniczne na maluchu (jeden na dwudziestu strażaków), w dodatku bez akumulatora, silnika, szyb, a nawet pasów bezpieczeństwa i siedzeń, a potem wyjeżdża w czterech, pięciu max. sześciu do akcji, gdzie w rozbitym BMW, VOLVO, Toyocie (np. Prius) itp. jest kilku poszkodowanych.
Nie może być tak, że strażak po skończonym szkoleniu widzi, słyszy i czuje pożar (temperatura, dym, ogień itp.) na akcji, bo na szkoleniu były bardzo rzadko ćwiczenia praktyczne, a jak już to z zadymiarką, albo zasłoniętym wizjerem od maski (tudzież zgaszone światło).
I na koniec (a mógłbym długo, bo jest o czym) kwestia tych co szkolą.
Pszemek już o tym pisał - teoria musi iść z praktyką. Niestety wciąż do ośrodków szkolenia i szkół pożarniczych przyjmowani są ludzie bezpośrednio po szkołach (aspiranckich i głównej) i siłą rzeczy dochodzi do przerostu teorii nad praktyką (choć czasem i teoria jest na niskim poziomie).
Szkolenie winno być w dużej mierze oparte na ćwiczeniach z dobrą pozoracją. Nie można oszczędzać, a niestety tak się robi.
Co do szkoleń innych - prewencja, kwaterka, techniczna itp. itd. to tutaj bym nie przesadzał. Umiejętności i zdolności na stanowiskach pracy w tych wydziałach zdobywać można w trakcie pracy, z zastrzeżeniem, że każdy nie do końca przygotowany strażak ma swojego opiekuna (np. młody prewentysta nie idze sam na kontrolę, tylko z bardziej doświadczonym kolegą).
Oczywiście wiedza bazowa musi być. Dlatego można pokusić się o krótkie szkolenie branżowe (wiem, że jest takie realizowane np. dla prewnetystów w CNBOP) i może to jest myśl, by opracować takie programy szkoleń (dla prewentysty, kadrowego, kwatermistrza, technicznego).
Generalnie może warto zastanowić się nad dalszym doskonaleniem zawodowym - np. ratownicy medyczni (i chyba cała służba zdrowia) ma specjalny system punktowy (artykuły, udziały w seminariach, konferencjach, prace naukowe, badawcze itp.) i może w wielu dziedzinach dałoby się to zastosować. Na chwilę obecną pozostają tzw. narady. Na nich najwięcej czasu powinno się poświęcać tzw. studium przypadku - czyli nic innego jak podzieleniem się praktyków swoimi spostrzeżeniami z konkretnej sprawy. Niestety często skupia się na nich na tym co wypić i czym zagryźć.... w myśl szeroko rozumianej integracji
.
Pozdrawiam