Nie spieprzy nic ten, kto nic nie robi.
Jak słusznie zauważył kolega
fizyczny, to w naszych służbach tak własnie jest, przy każdym zdazreniu można znaleźć zarówno aspekty pozytywne jak i negatywne. Ludzie mówiący o nieprwidłowościach w akcji ratowniczo-gasniczej w Kmaieniu Pomorskim, mówią to na bazie własnych emocji, oceniają nasze działania przez pryzmat tego co działo się tylko wokól nich samcyh i jeśli akurat nie było przy nich strażaka, to uważają , że strażacy nie robili nic i nie wiedzieli co sie wogóle dzieje.Trudno jest laikom wytłumaczyć wszystkie aspekty naszej pracy, podobnie bijąc sie w pierś niejednokrotnie my sami oceniamy działania innych - np. służb medycznych, w naszej ocenie mogliby czasami zrobić coś lepiej, inaczej, po naszej mysli...Po takiej akcji zawsze przychodzi czas na refleksę, czy mogliśmy to zrobić inaczej, lepiej? Może i mogliśmy, ale czas na podjecie decyzji jest niebywale krótki w warunkach zagrożenia życia, a już szczgólnie podczas zdarzeń o charakterze masowym, gdzie ilość poszkodowanych jest niewspólmiernie wyższa od ilości ratowników. 33 rodziny, 77 osób kontra 6-7 ratowników, nie będę roztrząsał, czy wszystkie decyzje dowodzącego akcją były adekwatne do sytuacji, bo z pewnościa sytuacja przerosła ich możliwości taktyczne, ale jestem przekonany, że każdy z nas który uczestniczy w zadrzeniach niejdnokrotnie stał w obliczu podejmowania decyzji bardzo trudnych i takie decyzje podejmował. Jak wiele dzieje się w głowie dowodzącego akcją w pierwszej fazie zdarzenia wiedzą tylko Ci, którzy tego sami doświadczyli. należy pamiętać, że w takich przypadkach w ułamku sekundy należy jednak jakąś decyzję podjąć - bo brak decyzji jest jeszcze gorszy!
Chłopaki muszą się nastawić psychicznie na to, że sprawa tego pożaru może trafić do sądu - bywałem w sytuacjach, gdzie po kilku tygodniach lub miesiącach na sali sądowej trzeba tłumaczyć i umieć obronić, podjęte podczas działań decyzje.
Nie dziwmy się też mediom, za to biorąpieniądze, wg. ich standardów dobra wiadomość to zła wiadomość, mało to dziennikarzy zrobiło karierę na ludzkich nieszczęściach?
Nie mogę przejść obojętnie obok wypowiedzi naszych szefów (na których niejednoktornie wieszałem psy
), tym razem jestem pełen uznania, że nikt za wczasu nie wyskoczył z tematem, że znajdziemy winnych i ukaramy - no przynajmniej nie oficjalnie. Wypowiedzi na temat prowadzonych działań są raczej wyważone. Jestem nawet zaskoczony, że osobiście na miejsce tej tragedii pofatygowali się prezydent, premier i komendat Leśniakiewicz. Wyrazy uznania.
Co do tekstu koelgi Telusa jak i poparcia dla tego tekstu wyrażonego przez kolegę mario68, to muszę zaoponować. Trudno bowiem, żeby prezydent, czy premier pojawiali się przy każdym wypadku drogowym - tutaj decydujący głos ma skala zdarzenia, kumulacja ofiar w miejscu i czasie. Corocznie na naszych drogach "ginie" mała miasteczko ok. 4-5 tyś. ludzi, co 2 sekundy w skali świata umiera z głodu jedno dziecko, ale nie wymagajcie, żeby z tego powodu przez okrągły rok trwała żałoba narodowa. Telus, czy stawiasz świeczki za każde dziecko umierające z głodu? Jeśli nie, to nie uprawiaj demagogii.