W mojej OSP ,która liczy sobie ponad 100 lat ,na początku kiedy stawiała swoje pierwsze"kroki" nikt nie myślała o psychologach. Wtedy strażacy sobie radzili sami z psychiką,mieli siebie na wzajem.
no dobra tylko powiedzmy sobie, że wtedy:
1) udział w akcji zdarzał się naprawdę od wielkiego dzwonu. mam przed sobą wyciąg z kroniki mojej również ponad stuletniej (w tym roku dokładnie 128 lat) jednostki i jest tu taka mała statystyka akcji z początku XX w. - w latach 1902-1906 odnotowano łącznie 12 akcji, więc co to za porównania.
2) wtedy straż pożarna raczej rzadko wyjeżdżała do akcji typu wypadek samochodowy ^_^w większości przypadków strażak na miejscu natykał się na pożar stodoły, maszyny w jakimś zakładzie co, jeśli nie było to jego własnością, zbytnio się nie odbijało na jego psychice lub emocjach, a nawet jeśli ucierpieli ludzie to:
3) były to czasy, gdzie życie codzienne bardziej było przesiąknięte przemocą, brutalnością. wojny wybuchały co jakiś czas i zarówno służąc w armiach, jak i obserwując je podczas walk czy pochodów przez ich miejscowości stykali się z zabijaniem, okrucieństwem, ciężko rannymi etc. społeczeństwo było uodpornione na tego typu rzeczy. idąc dalej: w średniowieczu przestępców karano ścięciem głowy, odbywało się to na rynkach miast, na oczach i ku uciesze tłumów osób, była to dla ludzi rozrywka, a jak zareagowano by dziś na taką sytuację?
///
kurde, ale żem się, mimo później dosyć pory, rozpisał historycznie