Widzę, że ten temat jest raczej narzekaniem na układ pracodawca - pracownik, więc może ja opiszę swoją sytuację.
Pracuję w firmie zatrudniającej ok 60 osób, której właścicielem są jacyś goście z Niemiec, którzy nawet nie wiedzą o moim istnieniu, firma szczyci się słynną niemiecką solidnością i takimi tam bzdetami. Spóźnienie jest bardzo niemile widziane, a nie pojawienie się w pracy nietolerowane, gdyż od mojej obecności jest uzależniony zarobek firmy, praca jest do wykonania w danej chwili i miejscu, jeśli nie przyjdę firma traci i nie da się tego nadrobić. Czyli warunki teoretycznie nie sprzyjające członkom OSP.
Jednak wracając do powodzi z 2010 roku, gdy zadzwoniłem oznajmić, że właśnie pakuję się na powódź zamiast stawić się za 2 godziny w pracy usłyszałem od szefa "nie martw się, przyjdę za ciebie" mimo tego że była to niedziela wieczór.
Kolejna sytuacja. Duży pożar, akcja trwająca kilkanaście godzin. Wybiegłem z domu o 4 w nocy. Nie wiedziałem, że tyle to potrwa, telefon niestety został w domu. Roboty było sporo, więc ani czasu ani głowy nie miałem do tego żeby powiadomić firmę. Kiedy wróciłem do domu miałem jedno nieodebrane połączenie i smsa od szefa. Spodziewałem się zjebki, a przeczytałem: "widziałem w TV że w twojej okolicy jest duży pożar, wiec jak nie odebrałeś ściągnąłem za ciebie kogo innego. Oddzwoń jak się wyśpisz."
Mój szef jest raczej człowiekiem wymagającym, nie rozumiejącym, że można dobrowolnie pracować społecznie, ciągle zrzędzi o lojalności wobec firmy, o tym jak to nie powinienem być wdzięczny za to, że mam w dzisiejszych czasach pracę. Ale mam świadomość, że w sytuacji, gdy ze względu na straż potrzebuję nie przyjść do pracy nie robi problemów, potrafi szybko znaleźć kogoś za mnie, lub przyjść sam. Oczywiście trochę będzie narzekał, ale taka jego rola. Mimo tego, że firma nastawiona jest na zysk często kosztem ludzi przymyka oko na moje strażakowanie.
Wiem z doświadczenia, że taki układ jest możliwy do osiągnięcia i napiszę kilka drobnych rad jak to osiągnąć.
1. Trzeba oswoić pracodawcę z tym, że jest się strażakiem. Nie może dowiedzieć się pierwszy raz o OSP kiedy to nie pojawimy się w pracy. Warto przy okazji jakiejś luźniejszej gatki wspomnieć o tym co się robi w wolnej chwili, mówić dużo o straży, niech wszyscy wiedzą, że traktujecie to jako pasję, a nie okazję do dorobienia na boku. Warto pochwalić się tym, że dostało się choćby wzorowego strażaka. Wiem że to brzmi tandetnie, ale taki szef na pewno zacznie się stopniowo utwierdzać, że nie jesteście wiejskimi amatorami taniego wina, którzy dla rozrywki podpalą, a potem ugaszą jakąś stodołę, tylko super bohaterami, którzy idą w ogień jak na amerykańskich filmach:)
2. Oprócz szefa trzeba oswoić współpracowników, bo to oni przyjdą za was kiedy "nawalicie". Niech mają świadomość że zastępują nie kogoś kto zachlał pałę, tylko gościa który "ratuje świat"
3. Nie możemy startować od razu z postawą roszczeniową. Najgorsze co możemy zrobić to straszyć pracodawcę paragrafami, no chyba że może jest to państwowe przedsiębiorstwo w którym panuje nadal komuna (znam takie zakłady). Mój szef wie jakie obowiązki nakłada na niego prawo, ale dowiedział się o tym w ramach ciekawostki długo po tym jak zacząłem zarywać pracę na rzecz straży.
4. Jeśli już zdarza się, że czuję, że mogę nie zdążyć wrócić z pożaru staram się powiadomić szefa jak najwcześniej, a nie liczyć, że zdarzy się cud.
5. Za każdym razem pracuję na inną godzinę, więc zawsze wyznaczam sobie dedline. Wiem, że na dojazd do pracy potrzebuję 40 minut, czyli w zaokrągleniu godzinę. Większość akcji nie trwa więcej niż 2,3 godziny. Dłużej to już coś poważniejszego, czyli można dzwonić i przepraszać pracę, lub jest opcja, żeby opanować sytuację i się jakoś podmienić. Więc wiem, że mój dedline wypada 4 godziny przed robotą. Za każdym razem obliczam sobie, po której godzinie nie biegam do straży. Jeśli któregoś dnia mam jakąś mega ważną robotę, to wyłączał pager żeby mnie nie kusiło.
6. Musicie uświadomić szefów, że jako strażacy macie wiele atutów, które liczą się w każdej pracy. Ciężko pokazać, że posiadacie zdolność do podejmowania szybkich decyzji, nie boicie się tego czy tamtego. Ale warto pokazać że jako członkowie OSP jesteście dyspozycyjni jak nikt inny. Niech szef wie, że jeśli w robocie coś wypadnie to może dzwonić do was o każdej porze dnia i nocy, w weekend i w święta. Prosta życiowa sytuacja. Dzwoni szef i mówi:"Andrzejowi żona zaczęła rodzić, trzeba przyjść za niego, tylko że potrzeba kogoś na już... ", bez wahania mówię "dobra, już lecę". Jak kilka razy załatwicie tak temat, gwarantuję, że będą wam wybaczone wszystkie strażackie grzechy.
7. Trzeba też wiedzieć, że są sytuacje ważne i ważniejsze. Czasami warto odpuścić i jednak wybrać pracę, zamiast jechać z kolegami gasić trawę.
8. No i najważniejsze, że nie możemy oszukiwać i wykręcać się od roboty ściemniając, że potrzebujemy wolne na jakieś strażackie akcje. Takie kłamstwo zawsze wyjdzie.
Mam nadzieję, że komuś choć trochę pomogłem. Dodam, że w OSP jestem od ośmiu lat, tyle samo pracuję w jednej firmie i nie zamierzam tej pracy zmieniać właśnie ze względu na to, że nie koliduje ona ze strażą.
Jeśli kiedyś będę zakładał działalność i szukał pracowników na pewno strażacy będą mieli u mnie większą szansę. Będę ich cisnął bardziej niż innych, ale również wspierał w ich pracy społecznej.
Jeśli macie swoje firmy, to zatrudniajcie strażaków, bądźcie dla nich wymagający, ale przymykajcie oko na ich działalność w OSP. Jako strażak-pracownik mogę powiedzieć, że jestem wdzięczny mojej pracy i staram się pracować solidnie, żeby mieli o mnie dobre zdanie i wiedzieli że można na mnie liczyć.