Temat przeniósł się do innych wątków, ale chyba jest najodpowiedniejszy. Nadal obstaję przy tym, aby do ekstremalnych przypadków posyłać PSP/OSP.
Przykład z życia, bez kolorowania, z wczoraj:
Okolice 12:00, zespół "P" stacjonujący w budynku OSP wyjeżdża do miejscowości X. Po 5 minutach do dyżurki OSP dzwoni dyspozytor PSP, do tego załącza alarmowanie smsami - ~4km dalej, przy drodze w lesie leży nieprzytomny człowiek. Ambulans "P" jedzie w całkowicie przeciwnym kierunku, również do utraty przytomności,całkowicie inne wezwanie. Najbliższa wolna karetka ~25km dalej. Szybki wyjazd (z uwagi na obecność kilku osób w remizie, poniżej minuty), niepełnym zastępem - zastany facet ~60 lat (+ inny facet "starający" się pomóc poprzez coś przypominającego masaż pośredni serca - ALE PRÓBOWAŁ!), siny, brak czynności życiowych. RKO z wykorzystaniem PSP R-1, facet zaczyna nabierać koloru. Po dokładnie 15 minutach dojeżdża zespół "S", lekarz intubuje pacjenta, EKG, leki, bardzo wyraźne migotanie komór, dwa strzały - wraca tętno, po krótkim dalszym wspomaganiu oddechu, wraca i oddech. Płytki, ale jest. Wiem tyle, że do szpitala dojechał żywy. Przyczyna zdarzenia nieurazowa.
W skrócie:
1) od pierwszego momentu rozpoczęcia RKO przez zastęp OSP - tlenoterapia 100%, prawidłowo prowadzony pośredni masaż serca i udrożnione drogi oddechowe
2) dyspozytorka PRM (siedząca biurko obok) rzuciła hasło, że ma taką sytuację - dyspozytor PSP sekundowo dysponuje najbliższy zastęp - w takich przypadkach jest to coś całkowicie normalnego tutaj.
Nie wiem jak dla Was, ale z mojego doświadczenia i wiedzy wynika, że gdyby dyspozytorka pogotowia nie poprosiła o pomoc strażaków (a wiedziała, że w tym rejonie na pomoc może liczyć - również DOŚWIADCZENIE DYSPOZYTORKI MAJĄCEJ POD SOBĄ POWIAT A NIE WOJEWÓDZTWO, która wykracza umysłem dalej niż biurko), facet miałby raczej mizerne szanse po przyjeździe pogotowia. A nawet jeśli, to ponad kwadrans niedotlenienia zrobiłby swoje.
I to chyba kolejny argument za tym, żeby zacząć zbierać pieniążki na AED.
Dla ludzi z większych aglomeracji, nie do pomyślenia. Ba, wyjechali bez hełmów, niekompletnie umundurowani, a sprzęt z torby podawał człowiek bez KPP.. O zgrozo.
Także:
Krótki czas dotarcia i udzielenia pomocy napewno nie zagwarantuje przeżycia poszkodowanego z NZK,ale kilkakrotnie zwiększy jego szanse.
Potwierdzam i popieram, kolejny raz. Tym bardziej, że to nie codzienność, a w skali roku najczęściej zdarzenia te policzyć można na palcach.