Sprzątanie po wypadku, Kraków - ulica Imbramowska:
Parkujemy nasze GBA na zatoczce dla autobusów i idziemy na trzeci pas jezdni do malucha. Kierowca - babcia.
Maluch ma zablokowaną skrzynię biegów (dostał w tył), więc kolega wsiada do środka i naciska pedał sprzęgła. Pchamy go na zatoczkę - za nasze GBA, ale są koleiny, więc się rozpędzamy. Idzie ciężko, więc przyśpieszamy (pchamy we czterech!) MAluch jedzie szybciej, szybciej, zaczynamy zbliżać się do naszego GBA, więc puszczamy malacza. Kumpel który siedzi i kieruje puszcza sprzęgło, a tu co?!
MAluch miał kluczyki w stacyjce, przekręcone na zapłon! Uszom naszym rozległ się zdrowy dźwięk odpalonego na popych malucha, a widok spanikowanego strażaka jadącego na nieuchronne spotkanie z GBA - BEZCENNY. Kumpel krzyknął do na: "CHAMUJ" (
do nas?!) i tu nastąpił kontakt z poprzeczną belką z tyłu GBA - BRZDĘK! Rozbity teraz przód malucha! Kumpel wysiada czerwony z malacza, a my ryjemy jak nie normalni: "łuuuuuuu" Ludzie patrzą jak na debili, babcia do nas leci z mordą: "rozbiliście mi auto", a my się śmiejemy coraz głośniej i nie możemy przestać!
Po chwili beki, na moment przestaliśmy, a laweciarz wytłumaczył babci, żeby nam dała spokój, bo kaszel i tak idzie na złomowanie.
Ech... Do tej pory z tego lejemy, a w uszach mam ten dźwięk odpalonego malucha i huk po uderzeniu w nasze VOLVO.