Witam
Wkleiłem poniżej interpelację poselską van der Coghena (naczelnik JOPR) do ministra spraw wewnętrznych i administarcji.
Pismo dotyczy głównie ratownictwa wysokościowego - panu posłowi nie podoba się zbytnio że strażacy ćwiczą na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, bo według niego tylko i wyłącznie JOPR może prowadzić działania na Jurze.
Interpelacja nr 4066
do ministra spraw wewnętrznych i administracji
w sprawie niegospodarności i złego zarządzania Państwową Strażą Pożarną w zakresie ratownictwa wysokościowego
Szanowny Panie Ministrze! Od kilku lat obserwujemy w naszym państwie, zupełnie niezrozumiałą, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i operacyjnym, praktykę tworzenia na południu Polski strażackich jednostek ratownictwa wysokościowego.
Logicznym celem istnienia każdej jednostki ratownictwa wysokościowego jest prowadzenie akcji ratunkowych w studniach, na mostach oraz na budowlanych obiektach wysokich i wieżowych polskich miast.
Rzeczywiście w miastach centralnych i północnych naszego kraju ich funkcjonowanie jest w pełni uzasadnione. Każdy wypadek w miejscu nieosiągalnym dla strażackich drabin (kościoły, kominy, suwnice, dźwigi i mosty) jest problemem, możliwym do pokonania często wyłącznie metodami alpinistycznymi lub z pokładu śmigłowca.
Natomiast zupełnie niezrozumiałe jest tworzenie i utrzymywanie strażackich jednostek wysokościowych na górzystym południu Polski, chronionym z powodzeniem od kilkudziesięciu lat przez jedne z najlepszych na świecie profesjonalne jednostki ratownictwa górskiego: GOPR i TOPR.
Dla przykładu: komenda wojewódzka PSP woj. małopolskiego, utrzymująca strażacki zespół ratownictwa wysokościowego, posiada od kilkudziesięciu lat na swoim terenie jednostki ratownictwa górskiego, mobilne, świetnie wyposażone i, co najważniejsze, dysponujące fachowcami najwyższej próby do prowadzenia akcji wysokościowych, a to:
1) Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe;
2) Grupę Krynicką GOPR;
3) Grupę Podhalańską GOPR.
Również, przykładowo, komenda wojewódzka PSP woj. śląskiego, utrzymująca własny strażacki zespół ratownictwa wysokościowego w Bytomiu, posiada na swoim terenie następujące jednostki ratownictwa górskiego, równie mobilne, świetnie wyposażone i wyszkolone:
1) Grupę Beskidzką GOPR;
2) Grupę Jurajską GOPR.
W tej sytuacji stwierdzamy, że, niestety, tworzenie jednostek ratownictwa wysokościowego PSP powielających zadania istniejących od lat jednostek ratownictwa górskiego GOPR i TOPR, współfinansowanych również przez MSWiA, nie jest w żaden sposób działaniem logicznym i wygląda na absurdalną realizację jakichś wybujałych ambicji komendantów Straży Pożarnej, niepotrafiących po gospodarsku liczyć społecznych pieniędzy.
Jest niestety jeszcze gorzej. Otóż wspomniane strażackie jednostki ratownictwa wysokościowego (z całej Polski) zamiast ćwiczyć, jak by wynikało z logiki, na obiektach wieżowych swoich miast, by je przed ewentualną akcją jak najlepiej poznać, urządzają sobie, pod pozorem szkoleń, wycieczki w góry i na Jurę. Zespoły te ćwiczą wspinaczkę w skałkach i jaskiniach oraz pozorowane akcje ratunkowe na obiektach naturalnych, które nie przygotowują strażaków do właściwych działań na określonych obiektach budowlanych i technicznych, na których ćwiczyć powinny. Absolutnym paradoksem są też itp. pomysły ˝szkolenia˝ strażaków w tatrzańskich jaskiniach, w których strażacy PSP nigdy nie będą nikogo ratowali...
Nadmieniamy, że prowadzenie ratunkowej akcji wysokościowej w mieście jest z konieczności realizowane w zupełnie innych warunkach i niesie zupełnie inne, specyficzne zagrożenia (linie elektryczne, tafle szklanych ścian, ruch uliczny itp.)
Obecnie, zgodnie z przyjętą złą praktyką, zespoły wysokościowe PSP:
a. opuszczają na czas tych ˝szkoleń˝ macierzysty teren swoich miast (więc nie mogą być w tym czasie użyte do akcji na terenie przez siebie chronionym),
b. generują koszty: dojazdu w tereny górskie lub jurajskie i powrotu,
c. generują koszty wyżywienia i noclegów,
d. nie ćwiczą na obiektach właściwych dla celu swego istnienia i zadań.
Złe szkolenie, i to w dodatku na obiektach naturalnych, skutkują takimi akcjami PSP jak onegdaj, kiedy to pewien strażak-ratownik PSP podczas wysokościowej akcji ratunkowej wszedł jedynie na pierwszy poziom kilkusetmetrowego komina, bo dalej wejść się bał... Zastrzeżeń nie należy mieć do tego strażaka, którego szkolono przypuszczalnie na kilkunastometrowych skałkach, a nie na huśtających się kilkusetmetrowych kominach, ale do oficerów PSP, którzy prowadzą szkolenia na źle wybranych obiektach.
Absolutnie kuriozalne jest to, że komendant główny PSP zaakceptował w roku 2007 kierunek takich szkoleń!
Dla jasności sytuacji proponujemy dokonać urzędowego sprawdzenia, czy wszyscy członkowie istniejących strażackich jednostek ratownictwa wysokościowego w Polsce przetrenowali pozorowane akcje ratunkowe na wszystkich obiektach wysokościowych i wieżowych w swoich miastach. Jesteśmy głęboko przekonani, że na pewno nie! Natomiast aby być skutecznym, takie szkolenia trzeba robić na okrągło, wielokrotnie, i to latami.
W obecnej sytuacji wygląda na to, że tworzone są grupy towarzyskie strażaków-wysokościowców, wyjeżdżających na kosztowne, bezsensowne, choć z pewnością bardzo sympatyczne, ćwiczenia do atrakcyjnych kurortów górskich i jurajskich, a ponadto spełniające ambicje swych komendantów, pragnących mieć ˝na własność˝ takie ˝jednostki specjalne˝, a koszty tych pomysłów ponosi niestety całe społeczeństwo.
W dobie szukania oszczędności w budżecie państwa trudno tu o pozytywny komentarz.
W związku z powyższym uprzejmie prosimy Pana Ministra o odpowiedź na dwa pytania:
1. Jaki jest sens logiczny i ekonomiczny utrzymywania strażackich jednostek ratownictwa wysokościowego PSP w województwach, na terenie których od lat funkcjonują dynamiczne jednostki ratownictwa górskiego GOPR lub TOPR?
2. Jaki jest sens logiczny i ekonomiczny szkolenia ratowników wysokościowych PSP w górach, a nie w miastach, na budowlanych obiektach wysokościowych i wieżowych, na których mają oni docelowo nieść ratunek?
Z poważaniem
Posłowie Piotr van der Coghen
i Grzegorz Sztolcman
Warszawa, dnia 26 czerwca 2008 r.