Apropo dymu, to był kiedyś dodatek do Fire Engineering (mam chyba w pdf'e - poszukam) nt. cyjanku wodoru. Otóż na początku zeszłego roku zdarzyła się "dziwna" sytuacje z Providence, Rhode Island (USA). Niechronologicznie, to zaczęło się od tego, że podczas jednej akcji, kierowca dostał zawału. Po nitce do kłębka okazało się (m.in. za sprawą lekarza, który wykonał ponadstandardowe badanie - właśnie na obecność cyjanku wodoru we krwi), że strażak ten miał podwyższony poziom cyjanku wodoru. Poszli dalej, i przebadali kilkudziesięciu innych strażaków. No i wyszło, że kilkunastu z nich było cyjankiem podtrutych. Po analizie okazało się, że strażacy Ci brali udział w kilku różnych pożarach (zwykłe pożary - żadnej oczywistej chemii). M.in. okazało się też, że strażacy działający wewnątrz tych budynków nie byli wystawieni na działanie cyjanku wodoru, a Ci działający na zewnątrz byli (no bo nie mieli aparatów).
Jak działa cyjanek i CO na człowieka? Generalnie może doprowadzić do utraty świadomości bez utraty przytomności (jeśli można tak powiedzieć). Działa tak jak CO, tylko 30 razy silniej.
Tak z palca przypominają mi sie przynajmniej 2 wypadki (jeden śmiertelny jeden "o mało co"), w których strażak, po nawdychaniu się dymu, działał w sposób daleki od logicznego. Pozwolę sobie jeden opis podać (słowami właśnie tego strażaka który przeżył):
Dym był gęsty, podłoga była nagrzana, ale dało się to znieść. Z powodu tych warunków pracowaliśmy na kolanach. Mój partner z zastępu drabiny nr. 6 i ja przeszukiwaliśmy budynek posuwając się na zewnątrz. W pewnym momencie, chcąc wciągnąć powietrze okazało się, że nie mogę. Spróbowałem ponownie i tym razem udało mi się wciągnąć powietrze. Widoczność spadła do zera, zupełnie nic nie było widać. Budynek całkowicie wypełniony był dymem. Wtedy wydawało mi się, że kończy się powietrze w moim aparacie a sygnalizator niskiego ciśnienia się popsuł i nie dzwonił. Wspólnie więc wybiliśmy okna wychodzące na południową stronę. Okna te znajdowały się dokładnie nad oknami piwnicy z których już w momencie naszego przyjazdu na miejsce wydobywał się ogień. Ku mojemu zdziwieniu nie skojarzyłem tych faktów ze sobą. Gdy wybiliśmy te okna, zorientowałem się, że za nimi się pali. Nie byłem pewien czy są to okna wychodzące na zewnątrz. Może jakaś wewnętrzna ściana z oknami które oświetlały klatkę schodową, czy coś w tym stylu? Dałem więc znać mojemu partnerowi, że wyjdziemy inną drogą. W tym momencie on zmierzał w kierunku wyjścia, ja byłem za nim i właśnie wtedy skończyło mi się powietrze. Nie mam powietrza! Przyłożyłem twarz do podłogi, odciągnąłem maskę, zrobiłem wdech i zdałem sobie sprawę że to nie był dobry wybór. Zacząłem więc odkręcać przewód niskiego ciśnienia by włożyć go pod ubranie. Zdziwiony byłem marną koordynację swoich ruchów i ciężko mi było odkręcić ten przewód. Kolejną rzeczą jaka pamiętam, to że znajduję się w karetce i karetka ta porusza się, a ja spokojnie rozmawiam z ratownikiem medycznym.
Nie pamiętam nic z okresu pomiędzy próbą odłączenia przewodu niskiego ciśnienia a pobytem w karetce. Później powiedziano mi, że mój partner doszedł do drzwi wyjściowych, zorientował się że nie ma mnie z nim i zawrócił by mnie odnaleźć. W tym samym czasie gdy ja mocowałem się z maską, strażacy z zastępu drabiny nr. 8 doszli z linią gaśniczą do szczytu schodów prowadzących do piwnicy. Członek tego zastępu zauważył, że ktoś jest za nim – to byłem ja. Powiedział mi potem, że pomimo gorąca nie byłem na kolanach tylko stałem wyprostowany i głośno krzyczałem „Musimy się stąd wynosić!”. Próbował skierować mnie w kierunku drzwi wyjściowych, ale ja sam mocowałem się z nim i chciałem pójść w złym kierunku. Chwilę po tym straciłem przytomność, zaś on wraz z kolegami wyciągnął mnie na zewnątrz przez tylne drzwi.
Pamiętam to wszystko tak, że jestem w 100% przytomny w tym holu, w 100% przytomny w karetce. Ale nie pamiętam zupełnie niczego z okresu pomiędzy. Tak jakby ktoś wyłączył przełącznik gdy byłem w środku budynku i próbowałem odłączyć ten przewód, a potem go załączył gdy byłem już w karetce. Powiedziano mi, że gdy zdjęto mi maskę, nie wydobywało się z niej powietrze. Nie oddychałem samodzielnie i wymagałem sztucznego oddychania. Czuję się zakłopotany, że wpakowałem się w kłopoty podczas takiego zwykłego małego pożaru domu. I niechętny byłem by przyznać, że potrzebuję pomocy, a rozważniej byłoby tą pomoc wezwać!
Ten drugi wypadek, niestety śmiertelny jest
częściowo opisany
tutaj. To czego tam nie ma, to że najpierw jak go znaleźli, był jeszcze przytomny, pokazali mu gdzie ma iść, żeby wyjść z budynku, ale On odłączył się od nich, poszedł w zupełnie inną stronę no i skończyło się tak jak sie skończyło.
Najważniejsze w tym wszystkim jest moim zdaniem to, że zanim człowiek straci przytomność (przewróci się) może już być na tyle podtruty CO i cyjankiem wodoru, że jego działania będą zupełnie nielogiczne (i chyba nieświadome). To jest moim zdaniem klucz do Jelcza...
W ogóle temat cyjanku wodoru, CO, w ujęciu działań gaśniczych to temat rzeka, materiał na kilka artykułów, tylko mocy przerobowej brakuje...