Ja rozpocząłem przygodę z OSP w 1982 r., pamiętam dokładnie 1 marca 1982r., tak jak SenseY do wszystkiego dochodziłem pracą i aktywnością. Wtedy jeszcze jako kawaler, prawie każdą wolną chwilę spędzałem w remizie, w której trzeba było zawsze coś zrobić, remonty, konserwacja sprzętu, rozbudowa itd., każdy to zna.
Zapisałem się, bowiem zawsze pociągała mnie chęć pomocy innym, w szkole pomagałem kolegom zrozumieć materiał, po skończeniu szkoły, długo jeszcze pomagałem innym w nauce, nadszedł wreszcie moment, nazwę to przełomowy, aby zrobić coś więcej.
Straż zawsze mnie pociągała.
Strażak to był taki człowiek, który potrafi wszystko, nie boi się niczego, to był taki wzór, ja już dawno się niczego nie bałem, wstępując do straży miałem 24 wiosenki.
Po wstąpieniu do OSP, teraz się z tego śmieję, powierzono mi funkcje skarbnika, nikt mnie w gronie strażaków w zasadzie nie znał, a tu odpowiedzialność za kasę organizacji, może zaufali mi ze byłem przez dwa lata listonoszem (teraz się mówi doręczyciel), w następnych wyborach , choć się broniłem dołożyli mi jeszcze funkcje sekretarza (byłem skarbnikiem i sekretarzem), później zostałem prezesem.
Przez te lata, ze "starej gwardii zostało tylko sześciu członków), pozostali wstąpili w latach następnych.
Dziś z punktu patrzenia, jako prezes nie wyobrażam sobie odejścia, podobnie jak SenseY, u nas to ja zajmuje się MDP, także próbuję zaszczepić młodym chęć do społecznej pracy, ale nie wiem, czy to czasy są inne, czy młodzież inna, idzie to bardzo ciężko.
Młodzież się w zasadzie garnie do OSP , ale wydaje mi się , że to Oni chcieliby rządzić.
W każdej grupie, czy społeczności potrzebny jest ktoś do kierowania, staram się kierować najlepiej jak potrafię, niestety, ale zdarzają się mi chwile zwątpienia.