No to trochę mojej historii, może ktoś coś pożytecznego z niej wyciągnie...
- Pierwszy aparat fotograficzny dostałem na komunię, czyli mniej więcej jakieś 15 lat temu. Był to analogowy półautomat Fuji, a ja nie miałem zielonego pojęcia o robieniu zdjęć. Przydawał się głównie moim rodzicom do robienia oklepanych zdjęć w stylu "stań tam na baczność pod tym drzewem, uśmiechnij się ładnie, będziesz miał świetne spontaniczne zdjęcie". Fotografia zaczęła się na dobre około roku 1997-98, kiedy zupełnie przypadkiem zrobiłem zdjęcia pożaru hurtowni (pożarnictwem interesowałem się już wcześniej) i wyszły zadziwiająco dobrze jak na tamte czasy i tamten sprzęt.
- Drugim aparatem była analogowa automatyczna Akica wygrana w jakimś konkursie geograficznym. Aparat po zużyciu trzech rolek filmu zaczął wciągać kliszę, więc poszedł w odstawkę i wróciło Fuji. Jeździłem rowerem na różne pożarnicze imprezy i głównie fotografowałem samochody. Wraz ze wzrostem ilości materiału i wydanych na odbitki pieniędzy zacząłem się zastanawiać nad cyfrówką ze względów ekonomicznych.
- Trzeci aparat, to pożyczone Sony P93 kolegi. Pierwsza cyfra, zdjęcia wybitnie kiepskie, bo cyfrówki jeszcze raczkowały. Jakościowo nadal wolałem Fuji.
- Czwarty aparat, jakieś 4 lata temu (chyba) - Fuji S5500. Kupiony za granicą, gdzie nie można było nic lepszego kupić, bo nie mieli w sklepach lustrzanek. Chciałem porządniejszy aparat, ale ten wystarczył mi na czas pobytu i chyba 2 miesiące po powrocie do Polski. Spisywał się przeciętnie. Najbardziej przeszkadzała mi szybkość działania autofocusa i straszne opóźnienie od naciśnięcia spustu do wyzwolenia migawki. Obiekty w ruchu przeważnie znajdowały się już poza kadrem, zanim zdążyły być uwiecznione. Aparat sprzedany po pół roku użytkowania.
- Piąty aparat - Nikon D80, mam go do dziś. Pierwszy zestaw kupiony za uciułane pieniądze, kosztował jakieś 2 lata temu razem z dwoma obiektywami około 5 tysięcy, więc jak dla mnie strasznie dużo. Postawiłem na lepsze body, niż obiektywy (co było błędem) i kupiłem D80, który właśnie wchodził na rynek. Obiektywy do niego miałem dwa. Sigma 18-50/3,5-5,6 i telezoom Tamron 70-300/4-5,6. Można je porównać do kitowych obiektywów. Najprostsze co mogło być. Na początek starczało, zwłaszcza, że ja praktycznie dopiero uczyłem się fotografii. Ten zakup był jednak początkiem niekończących się wydatków, a fotografia zaczęła wciągać mi pieniądze, niczym zepsuty samochód przed kapitalnym remontem silnika. Najpierw zabrakło mi jasności obiektywu, więc dokupiłem Sigmę 28-105/2.8-4. Jasność miała dobrą, ale z kolei za wąski kąt widzenia. Uczyłem się dopiero i część zakupów to były eksperymenty. Podstawowym szkłem więc dalej była nieszczęsna Sigma 18-50. Później na wymianę poszedł tele i w moje ręce wpadł Nikkor 70-300/4,5-5,6 VR. Obiektyw optycznie fajny, ze stabilizacją, ale niestety ciemny. Miałem go może pół roku. Następnie w miarę równocześnie udało mi się wymienić standardowy zoom, tele i kupić lampę. W moje ręce wpadły więc Tamron 17-50/2,8, Nikkor 80-200/2,8 i lampa Nikon SB-800. Zakupy w pełni świadome, przemyślane. Wiedziałem czego chcę, wiedziałem co mogę kupić i zrobiłem wcześniej odpowiednie rozpoznanie. Obiektywy te mam do dziś i nie żałuję, że je kupiłem. Do kompletu dokupiłem jedynie Nikkora 12-24/4 i od tej pory właśnie nim robię najwięcej zdjęć. Oczywiście do wydatków doszła torba (już druga, bo w starą się nie mieściłem), statyw (musiał byś porządny, bo tanie nie utrzymywały aparatu), filtry, zapasowy prąd, karty itp. Aż się boję myśleć co innego, bardziej pożytecznego, mógłbym za to kupić. Zaczęło się na szczęście powoli zarabianie na zdjęciach, pisanie artykułów i powoli sprzęt się częściowo zwrócił.
- Co na przyszłość? Troszkę zmasakrowane body już powoli domaga się wymiany. Tamron 17-50 również już powoli staje się dla mnie za wolny, łapie luzy, chociaż optycznie jest super. Myślę o Nikonie D300 i czymś zamiast Tamrona, ale chyba wymienię je dopiero za jakieś 2 lata, bo na dziś po prostu mnie na to nie stać. Chciałbym D700, ale po przejściu na pełną klatkę musiałbym wymienić też Nikkora 12-24, a to już by było za wiele.
Konkluzje? Lustrzanka i jej rozbudowywanie, to studnia bez dna. Niestety należę do osób, które ciągle dążą do poprawy efektów pracy, a czasem da się to osiągnąć głównie lepszym sprzętem. Na stronie reporter998.pl można doskonale obejrzeć proces mojego uczenia się i zmian sprzętu. Dziś dosłownie wstydzę się za zdjęcia, które robiłem 2 lata temu. Ogromną pracę wykonują też programy komputerowe do obróbki zdjęć. Nauczyłem się lepiej z nich korzystać i widzę tego efekty. Mam z tego satysfakcję, zwłaszcza, że jestem samoukiem, bez żadnych szkół fotografii, kursów itd. Ciągle jednak mogłoby być lepiej i chyba tak będzie już zawsze.
Podsumowanie - czasem zakup bardzo dobrego aparatu kompaktowego dla osoby, która nie planuje rozwijać się w kierunku fotografii będzie zdecydowanie lepszym wyborem, niż lustrzanka. Sama lustrzanka zdjęć nie robi, potrzebuje do tego mnóstwa kosztownych akcesoriów. Chyba, że komuś wystarczą najprostsze obiektywy, bo nawet nimi można zrobić rewelacyjne zdjęcia. Kiedy jednak zaczynamy fotografować w nocy, w dymie, gdzie przy podłodze ledwo widać co jest przed nami, to powiedzenie, że "to fotograf, a nie aparat robi zdjęcia" przestaje się sprawdzać. Zaczyna być potrzebna duża czułość, jasny obiektyw i matryca o niskim poziomie szumów, a tego wszystkiego za 2 tys. zł nie kupimy.
Życzę przemyślanych decyzji.
Przemek Tkacz