Nie powinno być zarzutów o nepotyzm gdy wygywa najlepszy... w II RP nikt nie zarzucał tego premierowi Grabskiemu, którego brat był jednym z ministrów w jego rządzie, a teść syna był głową państwa
bo Grabscy byli fachowcami... a niejednkrotnie jest tak, że syn chce iść w ślady ojca i daje z siebie wszystko... ale wtedy honor nie pozwala mu na to zeby pracować u tatusia, jeśli sam się wspiął to pewno nie pozwoli zmarnować swojego wysiłku i narażać się na docinki typu: tatuś Ci załatwił...
Ale to takie teoretyzowanie, bo w praktyce 99% przypadków nie ma nic z tego co wypisuję wyżej...
Jakby w tym kraju było pięknie gdyby konkursy wygrywali najlepsi... byłaby wiara i sens... :-)
Wiecie co? W budżetówce już tak jest, to straszna sprężyna, na komendanta też są naciski: weź tego weź tamtego... u nas był jeden prezes spółki państwowej co się temu oparł i promował fachowców robiac czystki wśród plecaków z przydomkiem dwie lewe rączki i co? sprężyna była tak mocno nakręcona, ze jak odbiła to go strąciła z fotela... przykre, że człowiek, który wynagradza trud ludzi, którzy mają fach w ręku, a odrzuca plewy kończy w ten sposób, nigdy się z tym nie pogodzę... a jak się chce dla syna jak najlepiej to się w niego inwestuje od urodzenia- wykształcenie to podstawa (trywialne, ale prawdziwe i nie utozsamiam wyksztalcenia z dyplomem ale z wiedza) i późneij można takiej osobie pomóc by jedynie nieuki go nie wyprzedziły koneksjami...