Cześć wszystkim i przepraszam, że tak późno odpowiadam (ale tak to jest jak się człowiekowi ma rodzina powiększyć..
). Postaram się odpowiedzieć na komentarze – no i strasznie się cieszę z tak dużego odzewu z Waszej strony.
Witold - pewnie tu zaglądasz (co widać po ilości twoich komentarzy), więc wybacz, że tu, ale informuję cię, że mam już temat i wszystko jest o.k. Odezwę się w tygodniu (po święcie zmarłych) i będziemy gadać
Po prostu SUPER!
A teraz odpowiedzi merytoryczne - zacznę od odpowiedzi na moje pytania w poście dotyczącym Tarnowa. Pierwsze pytanie brzmiało:
1) Czy ze swoją zmianą kiedykolwiek ćwiczyłeś sytuację w której strażacy wymagali pomocy (ewentualnie jak te ćwiczenia wyglądają)? Bartek6 odpowiedział:
jeśli (...) mamy takie ćwiczenia to zawsze prowadzimy ewakuację osoby poszkodowanej a ja myślę że to samo tyczy się jeśli taką osobą byłby strażak- wykorzystujemy także do takich celów aparat dla poszkodowanego
No więc z tym nie mogę się zgodzić. Ratowanie strażaka to coś zupełnie innego niż ratowanie osoby cywilnej. Powodów jest kilka. Przede wszystkim strażak pracujący wewnątrz strefy zadymionej ma specjalne ubranie, aparat z maską, kominiarkę i hełm. Dlatego jest w stanie przeżyć w znacznie gorszych warunkach (zadymienie, temperatura) niż osoba cywilna. Z tego wniosek jest taki, że w warunkach, w których osobę cywilną „spisalibyśmy na straty”, strażak ciągle będzie w stanie przeżyć.
Jednak czynnikiem który ogranicza możliwość przeżycia strażaka jest ilość powietrza jaka została w aparacie ochrony dróg oddechowych. Ponadto, gdy strażak jest uwięziony (np. na skutek zawaleń – patrz wypadek w Tarnowie) lub nieprzytomny, jego wyniesienie będzie o wiele trudniejsze od wyniesienia osoby cywilnej. Ciągle jednak, pomimo zadymienia i temperatury, istnieje dużo większe prawdopodobieństwo że strażak ten żyje, niż w przypadku osoby cywilnej. Dlatego jednym z podstawowych zadań grupy szybkiego reagowania, która dotrze do poszkodowanego strażaka, jest zapewnienie mu dodatkowego źródła powietrza w postaci specjalnie przyniesionego aparatu powietrznego.
Do tego dochodzi znaczne obciążenie psychiczne – bo w końcu ratujesz swojego kolegę, a nie anonimowego cywila.
Drugie pytanie to:
Czy uczyłeś swoich ludzi, lub czy ktoś inny uczył Ciebie, co robić w przypadku, gdy strażak nie może sam wyjść ze strefy zadymionej (np. jest czymś przywalony)? Bartek6 odpowiedział:
2.najlepszym sposobem jest posiadanie wszelkich zabezpieczeń np. sygnalizatora bezruchu, gwizdka itp., a także nie wyobrażam sobie aby strażak wchodzący do środka nie posiadał aparatu i maski i nie był zabezpieczony przez kolegę
Przepraszam Cię Bartku, ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie. Sygnalizator bezruchu i gwizdek w aparacie w niczym nie pomogą. Dają znać że coś jest nie tak (sygnalizator bezruchu) i przynaglą do wyjścia (gwizdek w aparacie), ale jeśli strażak nie jest w stanie wyjść sam to te urządzenia go nie wyniosą. Chodziło mi o to, co zrobić, gdy wyślesz np. dwóch ludzi do środka, a po chwili usłyszysz głos sygnalizatora bezruchu. Czy taka ewentualność była ćwiczona? Czy była ćwiczona uczciwie (tzn. w symulowanych warunkach całkowitego braku widoczności)? Jak długo rozmawiam ze strażakami PSP (na forum i osobiście) jeszcze się nie spotkałem z takim ćwiczeniem - co nie znaczy, że go nie ma, ale w OSP jestem od 14 lat i jak na razie się z tym nie spotkałem.
W USA takie ćwiczenia powstały. Jedno opisałem w dyskusji:
Uwolij Fantazję!, szkolenia bojoweAle można robić rzeczy dużo prostsze – byle ćwiczenia nie były udawane.
Trzecie pytanie brzmiało:
3) Czy istnieje jakiś ogólny plan działania na taką ewentualność i czy plant ten jest ćwiczony? Bartku. O samoratowaniu też pisałem – patrz moja strona
, ale znów nie chodziło mi o samoratowanie, a o to, co reszta strażaków ma zrobić w razie gdy ich kolega znajdzie się w niebezpieczeństwie. I jak to było w poprzednim pytaniu, ja jeszcze o czymś takim w PSP nie słyszałem. Uczyli mnie co prawda „asekuracji”, tzn. że jak wchodzę w aparacie to ktoś z zewnątrz asekuruje mnie linką, ale po pierwsze, nie wiem czy ktoś w praktyce przećwiczył postępowanie na wypadek konieczności skorzystania z tej asekuracji – czyli jak coś mi się stanie, a po drugie w większych pomieszczeniach to nie zda egzaminu. a jak teraz patrzę na to czego mnie uczyli (zawodowcy mnie uczyli), to nazywam to „jedną wielka ściemą”.
Kolejne pytanie:
4) Czy istnieje ewentualnie możliwość wysyłania dodatkowego wozu z sąsiedniej jednostki? Może istnieje możliwość wsparcia ze strony OSP (nie stworzą grupy szybkiego reagowania, ale przynajmniej odciążą Was zawodowców robiąc tą prostszą robotę na zewnątrz). No więc jeśli chodzi o pomysły, żeby OSP było grupą szybkiego reagowania, to stanowczo mówię nie! I mówię to jako ochotnik – nie żebym nie chciał tego robić, ale od „chcenia” do „bycia w stanie” daleka droga. Nie te wyszkolenie, zupełnie nie te doświadczenie.
Ostatnie pytanie:
5) Czy jeśli wysyłasz (mówię ogólnie o dowódcach, a nie tylko o Tobie) dwóch ludzi w aparatach, to dwóch innych jest ZAWSZE gotowych do natychmiastowego wejścia do strefy zadymionej (tzn. maja na plecach aparaty)? Oczywiście nie mówię tutaj o przypadku wyższej konieczności. No więc jedna sprawa to mała obsada wozów – i tu nie dyskutuję. Choć może warto by było rozważyć, ubranie jednego z kierowców w pełne ubranie i aparat? Zawsze to jedna osoba w asekuracji więcej. A druga sprawa, że często słyszałem, jak to starzy wyjadacze śmieją się z młodych bo Ci założyli aparat i chodzą w nim „bez potrzeby”. Ja przynajmniej często spotykam się z podejściem „a po co?”.
Strazak69 też o tym wspomniał.
Generalnie do zrealizowania pt. 1-3 nie potrzeba ani pieniędzy, ale większej obsady. Szkolić zawsze się można.
Jeśli obsada jest taka jak pisali
Bartek i
Seba, to faktycznie nie jest tak prosto postawić grupę na zewnątrz, bo i tak wszyscy maja pełne ręce roboty. Ale są też jednostki takie jak pisze
Strazak69. Więc czemu nie zacząć?
A teraz inne wątki:
Sylwek napisał:
Bartek6 i Seba co by się stało gdybyście wezwali dodatkowe samochody oprócz tych które macie do dyspozycji wg opisu np z innego powiatu. Niech jedzie 20... 30 minut ale niech jedzie do Was - ktoś Wam za to coś zrobi?
a
Bartek6 odpisał:
i teraz napisz jaki sens jest ściągnięcie tej jednostki a raczej jak to witold określił jednostki do szybkiego reagowania--- czas dojazdu od chwili ich powiadomienia to ja myślę że w dzień-20 min. w nocy-25
No więc niewątpliwie lepiej jest jak taka grupa jest na miejscu jak najszybciej. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
A w takim razie odpowiedz mi Bartku, czy lepiej jednak ten wóz wysłać od razu (nawet jak pojedzie 25 minut), czy wystarczy go wysłać dopiero wtedy jak strażakowi coś się stanie? Te 25 minut to mniej więcej tyle ile masz powietrza w aparacie. Więc do tego czasu strażak może przeżyć. Ale dłużej nie pożyje – bo zabraknie mu powietrza. Jak grupa nie będzie potrzebna, to się ją zawróci z drogi, ale jeśli wezwiesz ją dopiero w momencie wystąpienia problemów (strażak w niebezpieczeństwie) to na pewno nie dojedzie na czas.
Oczywiście nie można innych rejonów całkowicie pozbawiać ochrony i wysyłać wszystko co się da do innych, więc trzeba znaleźć jakiś kompromis. Ale jestem pewien że coś da się z tym zrobić.
Kończę, bo już się zasapałem od tego pisania...pozdrawiam
Witek