Ten post piszę w nawiązaniu do śmierci naszych kolegów w Tarnowie:
Tarnów: Dwóch Strażaków Zginęło W Pożarze Tak wielu z nasz jest zasmuconych tą śmiercią. Narzekamy (może i słusznie) na „władze”, że pomimo tak ciężkiej i niebezpiecznej pracy, tak mało strażacy zarabiają, że sprzęt nie ten, że to i tamto.
A co my sami robimy, żeby zapobiec takim sytuacjom? Czy wyciągamy wnioski z tych wypadków? Przecież to jest w naszym własnym interesie, żeby coś z tym zrobić. I nie można wszystkiego zwalać na władze. Trzeba zrobić coś, co sprawi, że będziemy bardziej bezpieczni.
A co należy zrobić? Tu nie ma prostych rozwiązań, a jakiekolwiek te rozwiązania będą, na pewno niczego nie zagwarantują – może co najwyżej coś poprawią w kwestii bezpieczeństwa, ale na pewno niczego nie zagwarantują.
Ale co pomimo tego możemy zrobić? Zapytajmy się więc, co robią inne służby? W wojsku (nie byłem w wojsku, więc proszę mnie poprawić jeśli się mylę) tworzy się grupy szybkiego reagowania – są to najczęściej żołnierze najlepiej wyszkoleni (oddziały specjalne), które utrzymywane są w pogotowiu na wypadek konieczności podjęcia akcji poszukiwawczo-ratowniczej (ang. SAR - Search and Rescue). Konieczność taka zdarzyć się może, np. po zestrzeleniu samolotu i katapultowaniu się pilota na terytorium wroga, albo gdy konwój czy patrol zostanie ostrzelany i wda się w walkę mając rannych po swojej stronie. I nikogo to nie dziwi, że najlepsi żołnierze czekają, by pomóc kolegom w opałach.
A jak to się ma do straży pożarnej? Na pewno mamy jedną przewagę nad wojskiem. Wiemy dokładnie, gdzie ewentualna konieczność akcji ratowniczej (strażak w niebezpieczeństwie) będzie miała miejsce. To dokładnie wiadomo – tam gdzie miejsce mają działania ratowniczo-gaśnicze, np. podczas pożarów wewnętrznych. Dlaczego więc nie tworzyć grup szybkiego reagowania? Ach tak...zapomniałem. Nie ma pieniędzy na wysyłanie dodatkowego samochodu do każdej potencjalnie niebezpiecznej akcji. Tylko KURWA (nie będę owijał w bawełnę), to jest argument jaki nie dziwi w ustach władzy. Ale krew się we mnie gotuje, jeśli mówi to strażak – a niestety nie raz to słyszałem! Przecież to jest w bezpośrednim interesie strażaków, żeby do pożarów wewnętrznych wysyłać może nawet o jeden wóz więcej. Więc to strażacy powinni doprowadzić do tego, żeby zasada taka stała się prawem. A niech władza się martwi pieniędzmi – w końcu tu chodzi o nasze życie! Oczywiście są też tacy, którym najzwyczajniej w świecie się nie chce, ale z nimi nawet nie będę rozmawiał.
Od razu pewnie ktoś powie: chłopakom w Tarnowie i tak by to nie pomogło, bo ściana zawaliła się na nich zaraz po przyjeździe, a taka grupa najczęściej musi dojechać z innej jednostki. Tyle, że takie twierdzenie jest dalekie od prawdziwości. Po pierwsze, jeśli prawdą jest to co pisze Zeuss, to oni nie zginęli od przywalenia, tylko zatruli się tlenkiem węgla. A to oznacza, że (jeśli maski aparatów powietrznych mieli założone) mogli przeżyć przynajmniej przez jakiś czas – tylko trzeba by ich odpowiednio zacząć ratować. I wcale nie wypominam niczego kolegom poległych – jestem przekonany że zrobili wszystko, co było w ich mocy, a najprawdopodobniej zrobili dużo, dużo, dużo więcej. Tylko NIKT w takich wypadkach nie jest pozbawiony emocji, a myśląc chłodno i planując zawczasu, na pewno można to czy tamto polepszyć. Oczywiście możliwe jest też, że w tym konkretnym przypadku, mogło wcale nie być możliwości uratowania poległych. Ale aż się prosi, żeby wysyłać na miejsce takich zdarzeń o jeden wóz więcej (może z innej jednostki), aż się prosi żeby zawczasu kilku doświadczonym strażakom (w miarę dostępności ludzi) powierzyć funkcję grupy szybkiego reagowania, a przede wszystkim, żeby zacząć ćwiczyć takie sytuacje. Nie można rozkładać rąk twierdząc, że to nie ma sensu, bo po przywaleniu przez ścianę i tak nikt nie przeżyje – gówno prawda! Ludzie nie z takich opresji wychodzili cało. Tylko ktoś musi pospieszyć im na ratunek – a my jako strażacy nie możemy, tak jak cywile, wykręcić 998 albo 112 i wezwać pomocy. My mamy tylko siebie i jeśli to my nie zaczniemy przygotowywać się do ratowania kolegów, to niestety takich przypadków nie ubędzie.
Nie ma gwarancji, że uratujemy poszkodowanych, ale ćwicząc i planując zawczasu bez wątpienia znacznie zwiększamy prawdopodobieństwo sukcesu.
I na koniec. Ja tego nie zrobię – jestem tylko zwyczajnym ochotnikiem. Mogę napisać artykuł, spróbować kogoś przekonać, ale to Wy, zawodowcy musicie coś z tym fantem zrobić. Oczywiście można nie robić nic...
Witek