Jest kilka dobrze działających metod kryzysowych.
Taka, przy której nie trzeba przeczytać żadnej książki to metoda listy.
Chodzi o to, że panujemy nad naszą głową tylko w pewnym zakresie. Nie mamy przełącznika, żeby o czymś w tej chwili nie myśleć. Praca w ogrodzie to właśnie próba resetu. Ale możemy się zaprogramować.
Warto spisać czytelnie listę spraw i problemów. Krótkie zdania. Jak trzeba mazać i poprawiać, to na koniec trzeba to na czysto przepisać.
Tą kartkę trzeba nosić przy sobie, cały czas czytać. Po krótkim czasie już zaczną same pojawiać się myśli z rozwiązaniami. Większość rozwiązań pojawia się w czasie jazdy samochodem, przed snem, w kolejce do kasy itd, ale zaprogramowaliśmy się na konkretne tematy i są odseparowane, co ułatwia znajdowanie konkretnych rozwiązań.
Z żoną też rozmowy w oparciu o listę stają się precyzyjne, konstruktywne, obie głowy rozwiązują wąski temat, zamiast odczuwać chaos myśli o wszystkim naraz, z reguły to przytłacza.
Bardzo satysfakcjonuje wykreślanie listy, naocznie widać, że jest progres.
Unikamy też ludzi toksycznych, wampirów energetycznych - unikamy w sensie fizycznym. Nie wolno nawet słuchać. Ludzie teraz mają różne problemy, ale co innego jest rozmowa o kłopotach, gdy czasem można komuś pomóc lub wesprzeć, a co innego sprzedawanie demona. Głowa łyka na stos pamięci wszystkie te rzeczy, zamiast skupić się na swoich sprawach mieli i rozwiązuje życie innych ludzi.