Gdyby nie to, że wzrost ceny franka był tak gwałtowny i tak duży, że w tym wypadku akurat jestem za pomocą, która zresztą powinna polegać nie tyle na dopłatach, co na wywarciu nacisku na banki, żeby stosowały inny przelicznik czy tam coś - nie wiem dokładnie, bo akurat prawo finansowe nie jest moją mocną stroną - powiedziałabym krótko: kredyt jest problemem kredytobiorcy, kropka. Oczywiście, jak mówię, w innej sytuacji.
Tyle tylko, że prezydent w tej kwestii ma serio guzik do gadania. Jakiekolwiek decyzje może podejmować Parlament. I liczenie na Dudę jest równie zasadne, jak liczenie na papieża...
Podoba mnie się natomiast to, co Duda powiedział kilka dni temu:
"praktyka, w której nie uwzględnia się postulatów obywateli, a praktycznie się ich wcale nie rozpatruje, nie prowadzi do niczego dobrego, a na pewno nie buduje społeczeństwa obywatelskiego i nie buduje wspólnoty – skomentował prezydent.
Podkreślił, że jeśli organizacje składają poprawki do projektu ustawy, to ciężko nad nimi pracowały. – Jeśli w ogóle nie wzięto pod uwagę uwag i nie odpowiedziano, oznacza to całkowity brak szacunku dla obywatelskiej postawy."
Tu akurat może coś zrobić, choćby wetować ustawy, do których konsultacje pozostają fikcją, o ile, oczywiście, zawarte w uwagach treści nie są pozbawione sensu.
Tak było w przypadku Ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach rodzinnych: 150 stron uwag, w tym kilka jak najbardziej merytorycznych, z odniesieniem do przepisów, pięknie olane przez Seredyn (PSL), wykazanie niekonstytucyjności i niezgodności z wyrokiem - w sumie jakieś 30 stron; reszta uwag to było bicie pianki w stylu "ale tamci powinni mieć oddzielną ustawę", czy OPZZ chcący przy okazji podyskutować o kwocie najniższej krajowej, co się do meritum ma nijak.
Jeśli Duda faktycznie zrobi coś w kierunku uwzględniania wyników konsultacji, to słowo daję, że odszczekam twierdzenie, że pipa z niego, nie prezydent.