akcja została rozłożona jeszcze przed wybuchem pożaru, a mianowicie brak planu ratowniczego na taką okoliczność. Później pozostała jedynie improwizacja. skoro kuter został zezłomowany, to warto było mieć coś w zanadrzu, chociażby wykaz jednostek nawodnych do użycia (jak ta barka - chudy Wojtek) oraz nazwiska i kontakty do osób mogących operować takimi jednostkami. Nie tak dawno paliła się barka w porcie praskim i też był problem z gaszeniem, bo od strony wody nie za bardzo z czego ... wnioski żadne jak widać.
a sama akcja - można było dużo wcześniej ugasić deski pod mostem, od razu podać pianę (jak ostatecznie zrobiono), a nie słabej jakości prądy wody. Jedno miejsce do ustawienia cięższego sprzętu do zasysania wody było - na start pompa dużej wydajności albo wóz z największą pompą i stanowisko byłoby nie ruszane od początku akcji, a tak zabawa z wycofywaniem samochodów z wąskiej ścieżki żeby pompę wprowadzić po godzinie czy dwóch. miejsce nie utwardzone - 2-3 szlamówki czy motopompy i mamy kolejne kilka tysięcy litrów/min. Wystarczy na podawanie prądów na całej szerokości mostu jeszcze zanim pożar nie dotarł nad wodę, a znajdował się nad łachą piasku. Brak rozeznania gdzie są motopompy, gdzie jednostki pływające, skąd to dysponować. Wiadomo, że chaos przy takich działaniach jest olbrzymi, ale plany ratownicze załatwiłyby sprawę bałaganu.
Wydaje się prawdopodobne, że gdyby na początku wstawić tam pompę dużej wydajności (M 90/8 - 10 km., M 50/8 - 10 km, a były też pompy dużo bliżej, Kerax z pompą 6000 l/min prawie na starcie dysponowany) i do tego 3 działka (były na miejscu dość szybko) to pożar nie poszedłby nad wodę. Chyba jednak nikt nie spodziewał się, że tak to się rozwinie - może dlatego, że dym, który osnuł most od dołu uniemożliwił na początku rozeznanie się jak duża powierzchnia desek się już pali. Od strony lewobrzeżnej do tunelu tech. wprowadzono ludzi, ale czemu tak późno, kiedy warunki pożarowe były już skrajne. Rozwinięto wtedy niespełna 100m linii w tym tunelu. A gdyby na początku wpuścić po 2 roty z kasetonami (240 - 280 metrów linii) do obu tuneli (północny i południowy), można było dość szybko zbudować dwa stanowiska i podać pianę napowietrzoną (był samochód ze sprężarką CAFS) do zabezpieczenia desek od góry, kiedy warunki były jeszcze sprzyjające. Działania w tunelu, to alternatywa dla cięcia asfaltu, którego też chyba postanowiono z jakiś przyczyn nie ciąć i to się zemściło, a teraz i tak cały asfalt zrywają. 40 lat temu to zaprocentowało, teraz chyba ktoś chciał ten pożar złapać najmniejszym nakładem sił i minimalnymi stratami no i nie poszło.
Moim zdaniem jednak największym problemem był brak jakiegokolwiek planu działania, brak ćwiczeń takiego zdarzenia dostępnym obecnie sprzętem. Sam pożar po prostu zaskoczył wszystkich, bo raczej z tych, co gasili poprzedni pożar mostu nikt już nie służy.