A ja trochę nie w temacie "zagrożenia", ale "wrażenia powodziowego 2014". Po dojeździe do miejsc, gdzie 4 lata temu trwała walka o utrzymanie wałów, co ukazało się strażackim oczom? W wielu miejscach stan sprzed 4 lat (łącznie z wyrwami), brak sprzętu i chęć zdobywania szlifów generalskich przez 01 wojewódzkich poprzez ręce strażaków. Jak to, zapytacie? Ano tak, że nic się nie robiło przez 4 lata, a dziś strażacy za darmo zrobią robotę. Do tego skandaliczne warunki pracy, które mnie gotowały na poprzednich powodziach - odpoczynek na syfnych, mokrych worach, nie ma gdzie rąk umyć ani zjeść w spokoju, posiłki w stylu "kiełbasa lub konserwa z chlebem i wodą mineralną". Gdzie my jesteśmy?!?!
Namioty z nagrzewnicami, kontenery logistyczne, racje żywnościowe - wszystko jest, ale na ćwiczenia, pokaz dygnitarzom itp. A na powódź strażacy złachani, zmoczeni deszczem, nie ma gdzie się przebrać; żeby się nasycić, ganiają po okolicznych sklepach i robią zakupy. Czy normalne traktowanie ludzi, którzy za marne grosze robią za innych robotę w trybie pilnym, to zbyt duże wymaganie? Patrzeć się nie chce na firmę, która nie szanuje swoich pracowników, a to się niestety staje normą w PSP... Narzekam? Nie. Na poprzedniej powodzi spędzałem po 48 godzin w służbie i po 30 na wałach, a wkrótce jadę również na podmianę kolegów... Tylko wyglądam czasów, kiedy w końcu ktoś doceni trud mój i moich kolegów, bo na razie to się czuję jak mięso armatnie. Ale przecież w telewizji powódź przebiega wzorcowo