Data Wrz 29, 2003 "Tygodnik Ostrołęcki"
www.to.com.plWyciek ze strażackiej kasyW 1999 roku brygadier Jan W., ówczesny komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Makowie Mazowieckim, powierzył obowiązki głównego księgowego 26-letniemu Tomaszowi W. To syn ówczesnego komendanta, z wykształcenia technik administracji, który pracę w straży pożarnej rozpoczął cztery lata wcześniej. Zanim ojciec komendant powierzył mu odpowiedzialne stanowisko w księgowości, Tomasz W. był zatrudniony na etacie... ratownika.
Jesienią 1999 r. Jan W. przeszedł na emeryturę. Nowy komendant Andrzej Chodowiec po paru miesiącach pracy zorientował się, że w księgowości jest bałagan. Wydał Tomaszowi W. ustne polecenie, aby zrobił porządek. Porządku nadal nie było, więc w maju 2000 roku udzielił Tomaszowi W. pisemnego upomnienia. Zwrócił się równocześnie do Starostwa Powiatowego o przeprowadzenie kontroli finansowej.
- W straży nie mamy fachowców w tej dziedzinie, a tylko wyniki kontroli dałyby możliwość dalszych decyzji w tej sprawie - powiedział przed sądem komendant Chodowiec.
Starostwo kontroli nie wszczęło. Komendant poprosił o pomoc Komendę Wojewódzką PSP. Przysłali pracownicę księgowości, która od razu zorientowała się, że dokumenty są w ogromnym nieładzie. Powiedziała o tym komendantowi i wróciła do Warszawy. A. Chodowiec zdecydował się zatrudnić na umowę-zlecenie emerytowaną księgową, która kiedyś pracowała w straży, aby uporządkowała dokumenty i wyprowadziła księgowanie na prostą. Wystąpił też ponownie do starostwa o przeprowadzenie kontroli, ale bez skutku. Rozpoczął się rok 2001, Tomasz W. poszedł na zwolnienie lekarskie. Komendant powołał wewnętrzną komisję, złożoną ze strażaków, którzy mieli sprawdzić, co się dzieje w komórce księgowości. W krótkim czasie było wiadomo, że w kasie jest niedobór. Komisja oszacowała go na około 60 tys. zł. Komendant jeszcze raz powiadomił starostwo, a wkrótce potem prokuraturę. Wiosną 2001 roku rozpoczęła się kontrola ze starostwa, która stwierdziła, że niedobór wynosi około 100 tys. zł. Tomasz W. w marcu 2002 roku został zwolniony z pracy, ale wkrótce przeszedł na rentę inwalidzką.
Równolegle trwało dochodzenie. Jego efektem jest akt oskarżenia, który trafił do Sądu Okręgowego w Ostrołęce. Prokurator oskarżył Tomasza W. o: poświadczenie nieprawdy w dokumentach i przywłaszczenie 15.227 zł 10 gr; podrobienie podpisów osób pobierających wypłaty i przywłaszczenie 6845 zł 80 gr; przerobienie czeku gotówkowego i zrealizowanie go, czego efektem było przywłaszczenie 5000 zł; poświadczenie nieprawdy w raportach kasowych i dokumentach księgowych i przywłaszczenie 57.244 zł 31 gr.
Na czym polegały przekręty młodego księgowego? Po pierwsze: do raportów kasowych wpisywał kwoty wyższe niż wynikało to z list płac. Po drugie: niektóre kwoty były wypłacane dwa razy tym samym osobom, przy czym podpisy na jednej z list były sfałszowane. Dotyczyło to pięciu pracowników komendy, co potwierdził biegły grafolog. Jeśli chodzi o sfałszowany czek, to 20 grudnia 2000 roku Tomasz W. przyniósł zastępcy komendanta do podpisu czek na kwotę 242 zł 20 gr. Potem dopisał na początku cyfrę 5 i w ten sposób pobrał w banku kwotę o 5000 zł wyższą.
Zarówno w trakcie śledztwa, jak i przed sądem (rozprawa rozpoczęła się 7 lipca br. - przyp. mb), Tomasz W. przyznał się jedynie do przerobienia czeku. Twierdził, że w ten nieskomplikowany sposób chciał pod koniec roku "wyzerować” konto, a pieniądze wpłacił do kasy. Do pozostałych zarzutów nie przyznał się, za wyjątkiem podrobienia jednego podpisu. Nie potrafił też powiedzieć, co stało się z brakującą w kasie gotówką.
Oskarżony Tomasz W. odpowiada z wolnej stopy. 25 września sąd przesłuchał kilkunastu świadków, w większości strażaków z Makowa, którzy zajechali pod ostrołęcki sąd czerwonym strażackim mikrobusem. Jeden po drugim potwierdzali swoje zeznania złożone w trakcie dochodzenia.
Zeznawał też starosta makowski Kazimierz Białobrzeski:
- Gdy komendant Chodowiec stwierdził nieprawidłowości, rozmawiałem z jego poprzednikiem. Jan W. był z lekka zdziwiony. Twierdził, że za jego komendantury w księgowości było wszystko w porządku. Po tym, jak nasza kontrola zakończyła sprawdzanie roku 2000, były komendant wpłacił do kasy starostwa około 60 tys. zł, czyli kwotę stwierdzonego niedoboru.
Z pytań, zadawanych świadkom przez adwokata, wynajętego przez Tomasza W., wynika, że jego linia obrony polega na zasugerowaniu, a pewnie nawet udowodnieniu, że dostęp do pieniędzy Komendy Powiatowej PSP w Makowie miał nie tylko Tomasz W., ale także druga osoba zatrudniona w księgowości. Obecni pracownicy komendy zgodnie zeznawali, że jakiekolwiek wypłaty otrzymywali z rąk Tomasza W., ale wezwany na rozprawę na wniosek obrońcy oskarżonego Roman S., były pracownik makowskiej komendy, powiedział przed sądem, że wielokrotnie pobierał pieniądze z kasy i wypłacał mu je kasjer R.
W tym czasie rzeczywiście drugą osobą, pracującą w księgowości, był Krzysztof R., który będzie mógł wyjaśnić tę wątpliwość, bo zostanie przesłuchany jako świadek 27 października br. Do tego dnia sąd ogłosił przerwę w rozprawie.
Za popełnienie czynów, o które oskarża się Tomasza W., grozi kara co najmniej pięciu lat pozbawienia wolności.
Czekam na komentarze.....