Jeden gość po KPP na zdarzeniu nie da sobie rady, jeśli będzie coś grubszego np. resuscytacja, musi współpracować z kolegami. Ma większą wiedzę i może odpowiednio sterować swoimi pomocnikami podczas akcji. Niech dowodzi jak jest ogarnięty. Ale nie musi być wyłączony z akcji. Po przybyciu na miejsce przekazuje szybciutko zwięźle sytuacje, prosi o wsparcie i inne służby jeśli zachodzi potrzeba i mówi, żeby dyspozytor na razie nie zawracał dupy bo jest robota do zrobienia. Jak będzie potrzeba to mu przekaże dyspozycję i wio, działamy.
Dowodzić powinien gość z papierami, ogarnięty, mający doświadczenie. Z papierami dlatego, że jest kryty w razie ewentualnych niespodziewanych okoliczności. Naczelnik w swoim rozkazie powołuje w JOT odpowiednich gości, sam chyba wie najlepiej, po kim czego się można spodziewać. A jak są takie problemy, o jakich kolega pisze, że gościom się w dupach przewraca to powinien grzecznie, ale jednocześnie stanowczo wyperswadować takiemu jegomościowi, w czym rzecz. Dowodzenie oznacza pokazywanie i nadzór nad tym, co się wykonuje. Nic na pałę, wymyślamy sposób - robimy i jak nie wychodzi to zmiana koncepcji.Jak trzeba, to samemu się bierzemy za robotę. Omawiamy tu wypadek, więc raczej kierujący ma wszystko w zasięgu wzroku.
Dyspozytor ogarnięty, tak jak poprzednicy pisali w razie braku dowódcy z uprawnieniami wysyła kolejny zastęp do pomocy z dowódcą na pokładzie. Mi też nie podoba się praktyka, że wóz bez dowódcy nie wyjeżdża z remizy. W naszych realiach zdarzenia nie występują tylko południami i wieczorami, kiedy ludzie są w domach. Rano można liczyć na mniej osób w OSP, więc i brak dowódcy może wystąpić, ale nie powinno to dyskwalifikować zastępu od razu. Podczas szkoleń można ćwiczyć wymienność funkcji w zastępie, nawet z osobami bez uprawnień - to uczy wszechstronności.
Z własnego doświadczenia wiem, jak się działa w 3 osoby na wypadku, pożarze poddasza, kiedy się wie, że wsparcie przyjedzie za jakiś czas bo reszta zmiany jest przy innym zdarzeniu, że mają 15 minut dojazdu. W OSP w zwykły dzień nie ma cudów i jakoś tyle jednostek w Polsce sobie radzi.
Zdrowe podejście, szkolenie, nabywanie wiedzy i pokora przede wszystkim. Jak to zdobędzie niech się bije o miejsce z przodu. A jak wystąpi sytuacja alarmowa, że brak dowódcy to chyba załoga powinna wiedzieć i samemu wybrać gościa z największym doświadczeniem. Będą wiedzieć komu powierzyć tą funkcję, jak się znają i nie są nadęci.