@awers
To problemy raczej lokalne niż ogólnokrajowej taktyki
LOKALNE???
Kolego, ale my tu mówimy o "guru" ratownictwa chemicznego w Polsce (pseudo jak udowodnił Murphy), o członku rady redakcyjnej Przeglądu Pożarniczego, o autorze rozlicznych "Ramowych zasad działań ratowniczych";
http://www.kmpsp.poznan.pl/ramowe-zasady-dzialan-ratowniczycho autorze dziesiątek artykułów na łamach obowiązkowej lektury strażaka (zdaniem przełożonych) czyli Przeglądu Pożarniczego, mało tego o autorze dekontaminacji w Polsce (w tym koncepcji na EURO, programie szkolenia itd. itp.).
Przez założenia do dekontaminacji zakupiono w Polsce m.in. kontenery do dekontaminacji, a przede wszystkim ubranka podekontaminacyjne, trzewiki, ręczniczki, mydełka i takie tam. Kwoty niebagatelne, wyrzucone w błoto, dziś pewnie mało kto wie gdzie te ubranka są i po co - a podatnik płaci.
Ale to tak na marginesie.
Wracając do meritum - wszyscy w tym kraju zapominają o sprawie najważniejszej, a mianowicie WYSZKOLENIU RATOWNIKÓW.
Wodzów interesuje jedynie sprzęt, im droższy i "grubszy" tym lepiej, nie interesuje ich to co najczęściej powoduje, że cała układanka się sypie - wiedza i doświadczenie strażaka. Na palcach ręki można policzyć rzetelne ćwiczenia. Większości się nie chce doskonalić warsztatu. Brakuje porządnych poligonów i hektolitrów potu wylanych przez "wojsko". Niestety problem jest systemowy, bo najmniej tych litrów wylewa kadra, więc ona jest niedouczona, ale mimo to uczy niższy szczebel, który następnie przekazuje lub nie dalej.
Strażak nawet jak nie ma Hot Sticka tylko prądownice, ale mózg na karku to będzie potrafił sobie poradzić, a jak ma mierne wyszkolenie to co się dziwić, że nie wykorzystuje 70-80% sprzętu, który ma w dyspozycji.
To trochę tak jak z komputerami - wszyscy kupują coraz lepsze (i dobrze), posiadające niezliczone możliwości, a de facto wykorzystują procenty z nich. Oczywiście wykorzystywane są te, które najczęściej są używane, niektórzy lepiej, inni gorzej, niektórzy przeszkoleni, inni samouki metodą prób i błędów. Tylko, że tu chodzi o ratowanie życia lub narażanie życia, tu nie może być metody prób i błędów w boju. To musi się dziać na ćwiczeniach.
Do tego niestety lub na szczęście tego typu sytuacje (np. lewy prąd, piwnice stanowiące magazynek z paliwem itp. itd.) są coraz rzadsze, pożarów wewnętrznych chyba też jest mniej i doświadczenia też mniej. Dlatego tu musi być położony nacisk na wyszkolenie, strażak musi mieć nawyki wyrobione na ćwiczeniach. Życie pokazuje, że jak coś nawala, to wg prawa Murphyego klocki się sypią jak domek z kart (a często zaczyna się od detalu o którym nie pamiętają wodzowie).
Pozdrawiam