Dzisiejsza UWAGA w TVN
środa 1 lutego 2006
Przerażenie i obojętność
Jednym z najbardziej dramatycznych świadectw tragedii w Chorzowie są zapisy rozmów telefonicznych. Rozpaczliwe prośby o pomoc bardzo często spotykały się z obojętnością, brakiem wyczucia sytuacji, a nawet arogancją dyspozytorów.
Zaraz po zawaleniu się dachu hali targowej przerażeni ludzie zaczęli dzwonić z komórek. Wzywali pomocy. Reakcja dyspozytorów często była zdumiewająca.
- Halo? Zawalił się dach! – krzyczy mężczyzna.
- Proszę pana, spokojnie! Jaka to ulica? – pyta dyspozytorka pogotowia. – Proszę się uspokoić i zapytać, jaka to ulica.
- Nie wiem, tam wystawa gołębi była!
- Rozumiem, że pan jest zdenerwowany, ale żeby wysłać karetkę, muszę wiedzieć, jaka to ulica.
- Nie wiem, już nie mam siły.
- Spokojnie, proszę pana. Nie wyślę, dopóki nie będę wiedziała, gdzie. Nigdzie?
Jeszcze bardziej zdumiewająca jest rozmowa z policją.
- Pod śniegiem runął dach! – słychać głos mężczyzny, a w tle krzyki przerażonych ludzi.
- Co, co? – pyta jakby wyrwana ze snu kobieta na policjantka.
- Dach na tych targach, ulica Bytkowska! Cała hala wzywa [pomocy – dop. red.]
- Dobrze, już jedziemy!
Psycholog Joanna Heidtman zauważa, że polscy dyspozytorzy pogotowia czy policji nie są często przygotowani do rozmów z ludźmi potrzebującymi pomocy.
- Oni po pierwsze muszą wydobyć informację, co i gdzie się dzieje – mówi Joanna Heidtman. – Ale muszą też dać poczucie rozmawiającym z nimi, że sytuacja jest opanowana. Dyspozytor staje się też pierwszą pomocą dla potrzebującej pomocy osoby. Nigdy nie mogą okazać zdenerwowania.