Mimo krytyki spokojnie odpowiem, najpierw jednak poproszę kolegę BM o nie wyśmiewanie wypowiedzi. Bo to po prostu nie jest kulturalne zachowanie.
Wróćmy do osoby chodzącej z krwotokiem - oczywiście, że widząc krwotok, każdy triażysta od razu zareaguje, nawet jeśli gdzieś dalej leży 10 rannych. Przecież pierwszą oceną jest zawsze ogólny wygląd i w tym momencie reagujemy. Nawet jeśli jesteśmy sami.
Z drugiej strony to nie bardzo jest możliwe. No może na jakichś ćwiczeniach ale w realnym zdarzeniu, kiedy pierwszy zastęp dojeżdża powiedzmy w ciągu 5-10min takie osoby (z krwotokiem, odmą, itd) zazwyczaj już nie chodzą z wiadomych powodów. Więc ciężko będzie znaleźć czerwonego który chodzi.
Oczywiście - żebyście mnie koledzy zaraz nie zakrzyczeli - są takie przypadki i wtedy w miarę możliwości - powtarzam w miarę możliwości bo segregujący jest na razie jeden, góra dwóch może taką osobę wyłuskać z tłumu.
kol. Ignacy pisze, że można osiągnąć dobry efekt segregacji ale wszyscy mają robić triaż a nie jedna osoba. Tak to można robić może w 20% przypadków. I do tego się dąży, żeby może nie wszyscy ale jak największa liczba osób segregowała poszkodowanych w pierwszej fazie działań.
Ale przypomnę może, że jedna osoba powinna być dowódcą - jeśli zajmie się czym innym - przestanie dowodzić - to kładzie całe działania. Wystarczy, żeby była konieczność użycia narzędzi - już odpadają następne osoby, zabezpieczenie miejsca, wyznaczenie punktów medycznych - też ktoś to musi zrobić. I dlatego w większości przypadków mamy najwyżej jedną osobę do segregacji.
Brałem udział w wielu warsztatach prowadzonych przez uznawanych instruktorów.
Nigdy nikt nie miał uwag co do przeprowadzanej przeze mnie segregacji. Wręcz właśnie uczono w ten sposób, że oddzielamy chodzących oznaczając ich kolorem zielonym, były przypadki kiedy organizatorzy ukrywali pośród chodzących osoby które miały mieć inny kolor - czyli sytuacja taka o której dyskutujemy - ale prowadziło się ich do punktu i dopiero tam po czasie jakiś "zielony" pogarszał się. W tym czasie osoba czy osoby segregujące skończyły już segregacje pozostałych osób i mogły przejść do zielonych i dokonać poprawek.
Tak zawsze byłem uczony i jeśli to jest złe postępowanie - to pytanie do koordynatorów - dlaczego pozwalają (czasem sami, osobiście tak uczyli) na takie nauczanie i takie warsztaty.
W realnym zdarzeniu (jak na razie jednym, jakie miałem z segregacją) nie było zielonych.
Jak koledzy proponują rozpoznanie obrażeń wewnętrznych u chodzących? To też są potencjalni czerwoni którzy chodzą. USG w oczach nie mamy.
Jeśli są objawy wstrząsu to też najprawdopodobniej osoba będzie unikała chodzenia. Delikatnie mówiąc.
"Doktryna zdarzeń masowych". - Czy tam aby na pewno jest napisane aby badać "chodzących" w fazie segregacji wstepnej?
Podsumowując.
Nie mówię tu o osobach chodzących z wyraźnymi objawami kwalifikującymi się do zmiany koloru. Bo to jest chyba dla wszystkich zainteresowanych oczywiste. Mówię o osobach, u których nie widać wyraźnie takich objawów.
Ponawiam pytanie na które kol. Ignacy nie odpowiedział:
Kiedy ich badać (tzn. segregować) KONKRETNIE - Po komendzie głosowej aby chodzący udali się do punktu? Czy iść za nimi do punktu zostawiając resztę? Czy w ogóle nie wydawać takiej komendy tylko każdego (chodzącego czy nie) poddawać segregacji? Czy może jednak przejść do chodzących dopiero po przesegregowaniu reszty?
Pamiętajmy że mamy jednego triażystę. Reszta tnie samochód i gasi pożary