Sytuacja może byłaby inna, gdyby większością "u góry" byli ludzie służący "na dole". W tym momencie, władze wojewódzkie ZOSP mają mały podgląd na to, jak wyglądają nasze akcje, co należy poprawić, co ogólnie zmienić. W mojej (krótkiej) "karierze" w OSP nie spotkałem się jeszcze z nikim "wyższym" z ZOSP niż komendant gminny (który ma blade pojęcie o temacie, masakryczne wręcz, jeśli jest przy jakiejś akcji - to tylko przypadkowo, od razu ucieka albo z wyrzutami do nas, że dane zdarzenie nie potrzebowało straży i dlaczego przyjechaliśmy :||||| ostatnio wezwanie brzmiało "topi się mężczyzna w bajorku niedaleko domu" - dostaliśmy zjeby, że przyjechaliśmy, oczywiście wezwało nas PSK na równi z pogotowiem, niestety mężczyzna nie żył prawdopodobnie od kilkunastu godzin, znalazła go córka, która wiadomo, spanikowała i dała zgłoszenie "topi się"), tak więc wysłany na zjazd powiedzmy wojewódzki czy powiatowy za dużo nie zwojuje... Aż mi się słabo robi jak o tym pomyślę.