Witam.
Obawiałem sie w zasadzie, że zostanę zbesztany przez większość za odstępstwo od czci i wiary. Tym czasem wielu z Was, jak się okazuje, ma taki sam pogląd jak ja.
Cóż, okres młodzieńczej fascynacji pożarnictwem minął w moim przypadku już dawno. Dziś podchodzę do tego chłodno, traktując działalność w moim przypadku jako obowiązek którego się podjąłem składając przyrzeczenie. Kształcę się w tej dziedzinie, bo wchodzi to w zakres tego obowiązku, ale czy będzie komu ta wiedzę przekazać, kto podzieli się nią z następnymi?
Problem zaczyna się już podczas pozyskiwania nowych kadr. Nie ma się czemu dziwić – nie mamy atrakcyjnych propozycji dla młodzieży. OTWP (sztandarowy przykład) to projekt tylko dla nikłego odsetka i to w zasadzie są tylko Ci, którzy się tym w jakiś sposób interesują. Sport pożarniczy – to dziś niemodne, tym bardziej, że młodzież ma kłopoty z wykonaniem przewrotu w przód – przewrót w tył to już czarna magia.
Pozyskiwanie członków starszych, to już inny problem. Bo tak w zasadzie cóż mogę takiemu człowiekowi zaproponować oprócz dodatkowej roboty za friko, nauki, problemów w pracy i w domu, nie dając nic w zamian. Czasy czynów społecznych już się dawno skończyły. Są ludzie którzy posiadają w Prawie Jazdy wręcz cały alfabet – przydali by mi się tacy. Na moje propozycje dotyczące działalności odpowiadają: „Stary nie mam czasu”, „ OK, jak skończę remontować chałupę” (czyt. - czyli nigdy), czy wręcz proste, jakże męskie „Popierdoliło Cię?”.
Panowie, na dzień dzisiejszy moja jednostka S2, działająca w KSRG posiada 15 strażaków biorących udział w akcjach + 5 strażaków „działaczy”. I oczywiście problem z kierowcami.
Tym czasem nasze władze wymyślają kategoryzację JOTów, które to niby mają czemuś służyć, ale tak naprawdę to nie wiadomo czemu. Panowie, do dzisiaj nie potrafię zrozumieć, jak ta kategoryzacja sprawi, że zaroi się u mnie od gości chcących działać w straży. I jeszcze zagadka – którą kategorię spełnia moja jednostka???
Dla naszych władz strażacy z JOTów w zasadzie nie istnieją na co dzień. Wszak efektowniejsze są orkiestry, defilady i licytowanie się kto i gdzie zaprenumerował większą liczbę „Strażaka”. Tymi od roboty można pochwalić się przy okazji powodzi, albo wielkiego pożaru – no bo jakże inaczej – to nasi chłopcy.
Tak naprawdę, gros ludzi w ogóle nie pojmuje o co chodzi z tymi OSP. Dla nich strażak, to strażak. Wiedzą coś tam o wolontariacie, ale oświecani, ze to właśnie taka forma działalności, robią wielkie oczy, po czym nastepuje olśnienie - „To takie ORMO, jak za milicji?”
Zespół parlamentarny. Hmm, temat rzeka. Póki będą w nim grały pierwsze skrzypce względy polityczne, nic większego niż 1% nie osiągniemy. Zresztą jak się z nim skontaktować? Kiedyś próbowałem – za wysokie progi dla zwykłego obywatela.
Ustawa o OSP? To jest chyba to, co w pewnych kwestiach rozwiązało by i wyjaśniło wiele spraw. Ale będąc realista powiem – nie za tej kadencji. Potrzebna jest w tym przypadku tragedia na miarę powodzi w 97, kiedy to zaczyna się mówić o bezpieczeństwie w Państwie nie tylko przez pryzmat policji. Niestety, taka jest prawda.
Niemniej, jak najbardziej namawiam do indagowania lokalnych polityków różnej maści i poglądów, naświetlając sprawę – bo tak prawdę mówiąc to wdzięczny temat na kampanię wyborczą.