Gratuluję wszystkim kolegom ochotnikom mobilności. Z moich sześcioletnich - zdaję sobie sprawę, że to nie dużo - doświadczeń w PSP, wynika, że bardzo cięzko jest "wyrobić" się w wymaganej dla PSP minucie w dzień i dwóch w nocy. Do pokonania mamy tylko kilka metrów korytarza i ześlizg, gumowce w nogawkach spodni to normalka, ubieranie się (wiem, że to wbrew przepisom) w samochodzie również. Z moich obserwacji na kursie podstawowym (jeden z wojewódzkich ośrodków szkolenia) i podoficerskim (SA PSP) wynika, że w innych JRG wygląda to podobnie.
Natomiast w "mojej" OSP wyjeżdżamy w najlepszym wypadku po około 5 minutach od momentu włączenia syreny.Kierowca mieszka wprawdzie 200 metrów od remizy i prawie zawsze jest na miejscu, ale musi przecież otworzyć bramę, przyjąć zgłoszenie, uruchomić samochód ( do niedawna jeszcze nabić powietrze w STARZE 244
), no i poczekać na pozostałych. W ostatnich latach coraz trudniej jest zebrać komplet i coraz częściej wyjeżdżają 4,3 a czasem nawet 2 osoby. Dodam, że należymy do KSRG, a w KP PSP wciąż uważani jesteśmy za jedną z najbardziej mobilnych jednostek na terenie powiatu.
Podziwiam jednostki, w których do zdarzenia mkną dwa lub trzy zastępy strażaków.
Cóż, widocznie są jeszcze w tym kraju miejsca, w których ludzie nie muszą wyjeżdżć z kraju za chlebem, a ci którzy pozostali charować od świtu do nocy
.
No a wyjazdy w minutę lub dwie, nie mówiąc już o iluś tam sekundach to dla mnie zupełny kosmos...