6 stron wałkowania tematu: czy trzeba być plecakiem , żeby się dostać do SAP ew. SGSP, czy nie? Temat zapoczątkował niejaki czarodziej. A ja proponuję spojrzeć na temat z troszkę innej perspektywy. Wystarczą pierwsze dwa posty czarodzieja, i widać jego poziom wykształcenia ogólnego. Błąd ortograficzny na błędzie! Ludzie! Jak ja bym był w komisji kwalifikacyjnej , to po przeczytaniu tak napisanego podania wywaliłbym je do kosza bez wnikania w dalsze szczegóły! Wiecie czemu? Bo potem taki klient być może jakimś fartem faktycznie się dostanie do szkoły, następnym fartem ją skończy i co potem? Potem, już jako aspirant czy oficer, wypisze jakiemuś cywilowi ZAŚWIATCZENIE O PORZAŻE, poinformuje pisemnie jakąś gazetę o stratach w LÓDZIACH, napisze do burmistrza prośbę o dofinansowanie ZAKÓPUW albo oświadczy, że szkoły nie kończył za ŁAPUWKI. I zrobi krzywdę nam wszystkim, bo fama potem się rozniesie, że strażackie szkoły to "matołówki", produkujące idiotów i półanalfabetów. A jak przyjdzie któryś z nas w mundurku strażackim w jakiejś służbowej sprawie do którejś z cywilnych instytucji, to niech się nie zdziwi, że zmierzą go tam pełnym politowania wzrokiem, jako potencjalnego półmózga po strażackiej matołówce. Bo wcześniej był tu jakiś strażak i nie potrafił zdania sklecić poprawnie, więc ty pewnie też nie umiesz. W mundurze przestajesz być oceniany jako Kowalski, a pracujesz na opinię naszego środowiska, czyli nas wszystkich.
Oczywiście wiem, że nie wszyscy muszą być zawołanymi pisarzami. Ale stąd płynie wniosek, że również nie wszyscy muszą być magistrami. Prądownicę też ktoś musi trzymać. Warto się zastanowić, czy mam również predyspozycje do trzymania długopisu. Odrobinkę refleksji i samokrytycyzmu, zamiast obwiniania wszystkich dookoła na pewno nikomu nie zaszkodzi. A może wręcz odwrotnie? Pomoże?
Pozdrawiam.