I chyba nigdy nie znajdziemy konsensusu bo np. nie jesteśmy w stanie określić granicy kiedy ktoś wypił kieliszek czy dwa i staje przed sytuacją w której tylko on (jako kierowca) może coś tam ważnego uratować. Czasami jest tak, że ten po dwóch kieliszkach (mając tego świadomość) pojedzie ostrożnie i dotrze do celu a kierowca trzeźwy jadąc na pewniaka spowoduje wypadek.
Powiedzmy sobie raczej szczerze - temat nie ogranicza się wyłącznie do kwestii prowadzenia pod wpływem, tylko ogółu sytuacji gdy łamiemy prawo w celu ochrony wyższego dobra. Ale wchodząc w ten temat trzeba mieć świadomość, że stąpamy po bardzo kruchym lodzie, bo tak naprawdę nie jesteśmy w stanie pewnych rzeczy przewidzieć, które okażą się "po fakcie". Przykład? Czy NAPRAWDĘ nie ma innej możliwości? A może jest, tylko po prostu jakoś o niej nie pomyśleliśmy, lub nie wiedzieliśmy? Albo czy faktycznie sąd/ktokolwiek kto będzie później osadzał nasze decyzje, uzna że poświęcone dobro było większe od uratowanego? Podkreślam, że w chwili podjęcia decyzji jeszcze nie znamy jej skutków. Jeżeli uratujemy kogoś (coś), i jedynym wynikłym problemem będzie złamanie prawa to pal to licho, można powiedzieć, że sprawy nie było. Gorzej gdyby "sprawy się porybiły" - typu wypadek czy coś podobnego. Wtedy jak co niektórzy zauważyli "dobro" staje wartością bardzo względną.
A jak to wygląda patrząc na naszą służbę?
Z jednej strony, jeżeli z jakiegoś powodu nie wyjedziemy to OK - nie mamy takiego obowiązku. Są końcu też inne jednostki OSP, no i PSP też jest. I tak zawsze wychodząc z tego założenia jest komu podjąć działania jesteśmy "kryci". Z tym, że większość z nas została strażakami po to, aby pomagać w sytuacjach alarmowych, i w związku z tym wielu ma tendencję do uzasadniania PEWNYCH DZIAŁAŃ właśnie stanem wyższej konieczności.
Bo co jeżeli jesteśmy oddaleni naprawdę daleko od najbliższej JRG? A jeżeli siły PSP są już gdzieś indziej związane? A co jeżeli te dodatkowe auto by było w w pewnym momencie NAPRAWDĘ bardzo potrzebne? Jeżeli jesteśmy najbliżej? Czasem o życiu lub śmierci decydują minuty...
Jeżeli mówimy o kierowcach - jeżeli kierowca miałby być pijany (jak to się widocznie zdarza), to ja jednak byłbym bardziej za tym, żeby za kierownicą posadzić kogoś bez prawka C (to w końcu też auto, tyle że większe), ale trzeźwego. W ogóle też ciekawostka, jakie by były komentarze, gdybyśmy w gazecie wyczytali
"Rozbił się wóz OSP jadący do pożaru. Kierowca nie miał stosownych uprawnień"?
Słyszałem, że kiedyś legalnie (i powszechnie) można było zgarnąć przypadkowego kierowcę (z odpowiednią kategorią) nawet "z ulicy". I to właściwie już mi się nawet zdarzyło, za co jednak swego czasu też dostałem solidny opier...
Może zdaniem niektórych słusznie nawet... Tyle, że akurat ze wszystkich możliwych wyjść w takiej "sytuacji podbramkowej", takie uważam za najrozsądniejsze