...ale przeciez jezeli ja jezdze do pozarow to moi rodzice sie na to zgadzaja! i napewno nie mieli by pretensji do dowodzcy jezeli skrecil bym noge, tak samo noge moge skrecic wstajac rano z lozka
Tak do końca to bym się z Tobą nie zgodził. Jeśli tylko skręcisz nogę to może rodzice nic nie powiedzą. A z drugiej strony odszkodowania nie dostaniesz - bo nie powinno Cię być w akcji. A jeśli stanie Ci się coś poważniejszego, to wierz mi - w takich przypadkach nie ma przyjaciół, kolegów i znajomych. Nie ma dobrej woli ani wyrozumiałości. Jedyne co jest, to pytanie: kto odpowiada za krzywdę mojego dziecka? I zupełnie nie ważne jest, czy ten małolat sam chciał jechać do akcji czy mu ktoś kazał - jest niepełnoletni. Już to pisałem, ale powtórzę: małolat który ucierpiał przy akcji nie ma prawa do odszkodowania - bo nikt go od takiego zdarzenia nie ubezpieczył. Wynika z tego, że rodzice mają pełne prawo wystąpić na drodze sądowej o odszkodowanie, lub w przypadku trwałego uszczerbku na zdrowiu o rentę. A kto będzie płacił jak nie dowódca zastępu który tego małolata wziął do akcji?
Można dyskutować o tym, czy nie powinno się osobom powyżej 16-tego roku życia pozwolić na udział w akcjach ratowniczo-gaśniczych (z wyłączeniem działań wyjątkowo niebezpiecznych jak praca w aparatach, na wysokości itp.) W USA coś takiego jest chyba dozwolone (przynajmniej w niektórych stanach).
Ale prawda jest taka, że u nas
udział osób niepełnoletnich w akcjach jest zabroniony i koniec. Kropka. A ktokolwiek twierdzi, że można młodzież brać bo "niech się uczą", niech przygotuje się na wypłacanie renty tej młodzieży do końca życia (tzw. alimenty bez przyjemności
)... Kropka.
Witek