Koleżanka "Strazanka" trochę zbyt ostro pojechała, że w Polsce strażak to pijak (tym bardziej strażak-ochotnik). To czy ktoś jest pijakiem, czy też nie to jest kwestią sporną tzn. są ludzie którzy lubią wypić dużo ale potem nie piją przez np. 2 tygodnie a są tacy którzy piją mało ale codziennie. Najczęściej jak idzie ulicą ten który wypije dużo ale jednorazowo i zatacza się - uchodzi za pijaka, alkoholika i w ogóle suchej nitki się na nim nie zostawia. Strażak to taki sam człowiek jak ksiądz, polityk czy kierowca w mleczarni (z całym szacunkiem dla kierowców z mleczarni)
. Problem pojawia się gdy ten alkohol jest wypijany w nieodpowiednich momentach np. w czasie służby 24 czy 8-godzinnej lub przez planowanym kierowaniem samochodem. Ale i tego nie da się ugarnąć bo jak wiadomo w każdej grupie zawodowej znajdą się ci, którzy za wszelką cenę zechcą zepsuć reputację innym, "porządnym" kolegom. I nie można tu generalizować, że jakiś tam oficer się napił i prowadził auto to już cała PSP jest jedną wielką badną alkoholików, którzy zabijają czas pracy na katowaniu się wódką.
Wracając do tego oficera to albo policjanci zaniżyli badanie alkomatem tak żeby wynik zmieścił się w przedziale do wykroczenia (chyba do 0,5 promila) albo ten strażak zadzwoni lub stawi się gdzie trzeba. Co do konsekwencji dla takiej "szychy" to:
- oficjalna nagana lub inne pouczenie od Komendanta Głównego,
- odebranie symbolicznych sum w dodatkach do uposażenia zasadniczego,
- dyscyplinarne przeniesienie na inne stanowisko (o ile wcześniej nie pójdzie raport o zwolnieniu ze służby)