Sytuacja z przed kilku godzin.
Pożar stolarni/tartaku, dość mocno rozwinięty. Dojechaliśmy jako pierwsi, wstępne rozpoznanie, 2x W75 (= 4x W52 + prąd wody) + 2x W52 (prąd) z GCBA 5/24 i GCBA 6/32. Jak się później okazało, w tartaku tym pracownicy zrobili sobie po robocie "majówkę"... Każdy nawalony jak worek. Gdy zaczęliśmy rozwijać sprzęt, wyzywali nas, szarpali, wyrywali nam go z rąk, sami chcieli wszystko robić, bo my oczywiście jesteśmy największym złem. W pewnym momencie podłączałem do rozdzielacza zasilanie 75 i 2x 52. Nie zdążyłem złapać końcówek odcinków, nagle jeden z pracowników tego tartaku odepchnął mnie, zaczął przyczepiać 52 do nasady doprowadzającej wodę do rozdzielacza... Grzecznie powiedziałem, że ma odejść i nie przeszkadzać, nie pomogło. Po drugiej próbie namowy do nie utrudniania działań - zostałem popchnięty przez tego osobnika.Powiedziałem, że mam stąd spierdalać i nie przeszkadzać, po czym ponownie zostałem popchnięty. Nerwy mi puściły (kłeby dymu walące w pysk + otwarty ogień przebijający się przez otwory między blachodachówkami, było to przed założeniem AODO) - koleś dostał ode mnie w pysk z pięści. Efekt był taki, że w końcu mogłem zająć się tym, co miałem. Nie wiem co dalej z nim było, na pewno go nie zabiłem ani nie stracił świadomości. Efekt osiągnięty. Wiem, że nie zrobiłem dobrze, na miejscu nie było jeszcze policji - co mogłem innego zrobić, żeby móc skutecznie działać? Na miejscu nie było jeszcze PSP, była to pierwsza minuta po dojeździe na miejsce.