Ja wypowiem się na temat moich doświadczeń z powodzi w 2010 roku.
Po pierwsze nikogo nie jesteśmy wstanie zmusić do pomocy, nawet gdyby dany cywil miał pracować w miejscu bezpiecznym. Może i jest jakiś artykuł, który mówi, że możesz takiemu cywilowi "rozkazać" np. napełnianie worków piachem, ale z własnego doświadczenia wiem, że taki cywil jeśli nie chce pomóc sam z własnej woli, to my go nie zmusimy, ponieważ zaraz powie, że: "go plecy bolą" albo "zwichnął rękę dwa dni wcześniej i nawet gdyby chciał pomóc to stan zdrowia mu na to nie pozwala" - takie sytuacje (na szczęście pojedyncze, które można policzyć na palcach jednej ręki) mieliśmy podczas powodzi w 2010r.
Po drugie jeśli mówimy o powodzi i układaniu wałów z worków to u nas wyglądało to tak, że 12 strażaków spełniających wymagania pozwalające na udział w akcji pracowało cały czas w koszarówkach. Na wsparcie innych jednostek nie mogliśmy liczyć, bo działali w innych miejscowościach na terenie powiatu, także zostaliśmy sami, a ułożyć mieliśmy wał jakieś 300-400 metrów. Do pomocy przyszli mam mieszkańcy domów bezpośrednio zagrożonych, którzy poprosili swoich znajomych o pomoc. Przyszli oczywiście pozostali druhowie, ale po cywilnemu ("... bo strażakiem jest się cały czas, a nie tylko na służbie"). Nikt ich do tego nie zmuszał, pomagali nam na własną odpowiedzialność. Mieliśmy ich odesłać do domów, wiedząc że bez nich nie damy rady na czas ułożyć wału przed falą kulminacyjną??? Czy to było zgodne z prawem? Nie wiem (pewnie zaraz mnie ktoś uświadomi, że nie i powie, że powinien przyjść prokurator), ale wiem, że zdążyliśmy i ograniczyliśmy straty prawie do zera.
Dodam tylko, że sytuacja miała miejsce w miejscowości, która liczy 1.000 mieszkańców, także integracja miedzy ludźmi i chęć niesienia pomocy sąsiadom jest większa i tylko kilka pojedynczych przypadków odmówiło pomocy, ale nie nam strażakom, tylko swoim sąsiadom.